|
6. Festiwal Legend Rocka
singulair.serwis |
W lipcu i sierpniu kolejne "wapniaki" w malowniczej Dolinie Charlotty.
Na dzień dzisiejszy wiadomo, że będą: 13.07. - Ray Manzarek and Robby Krieger of The Doors 14.07. - Ten Years After, Savoy Brown, Cactus
10.08. - Acid Drinkers (zastąpili Lady Pank), Thin Lizzy 11.08. - Budka Suflera (repertuar "Cień Wielkiej Góry"?), Uriah Heep 12.08. - Perfect, Paul Rodgers
40km ode mnie, więc The Doors, Thin Lizzy i Uriah na pewno zahaczę. Rodgers opcjonalnie.
http://www.legendyrocka.pl/aktualnosci,32
40km ode mnie, więc The Doors, Thin Lizzy i Uriah na pewno zahaczę. Rodgers opcjonalnie.
http://www.legendyrocka.pl/aktualnosci,32 to cale the doors warte tyle co to cale thin lizzy. czyli nic.
Nie zgodziłbym się co do Doorsów. Krieger i Manzarek to świetni muzycy i zobaczenie ich w repertuarze The Doors na pewno będzie ciekawe. Tym bardziej, że widziałem fragmenty występów w tym składzie i jest naprawdę nieźle. No i to będzie JEDYNY występ w Polsce. Manzarek występuje sam w kilku miastach (na pewno w Olsztynie), ale z repertuarem bardziej jazzowym.
Co do Thin Lizzy - jasne, bez Phila to nie to samo. Z nowym wokalistą brzmią zupełnie inaczej - moim zdaniem gorzej. Również do planów wydania przez nich nowego krążka podchodzę wyjątkowo sceptycznie. Trzeba przyznać, że Thin Lizzy obecnie posiada najmocniejszy skład od 20 lat - ciągle jednak to bardziej cover band, niż prawdziwa legenda. Co nie zmienia faktu, że z ojcem (który bardzo lubi ich muzykę) na pewno ich zobaczę.
Jestem już po pierwszej części Festiwalu. Padało przez całe dwa dni, było zimno, wiał silny wiatr, w namiocie szło zamarznąć - mimo to warto było.
Krieger/Manzarek był występem, który bym ocenił jako "OK". Fani The Doors, którzy przyjechali na ten koncert z całej Polski (nawet Zakopane było!) byli zachwyceni. Osoby które jakoś namiętnie Doorsów nie słuchają... cóż, z nimi było różnie: jedni (jak ja) uważali, że było jak najbardziej w porządku, inni z kolei twierdzili, że to reanimacja trupa. Trzeba jednak powiedzieć, że The Doors nie ma i nie będzie, tak więc Krieger/Manzarek to była jedyna okazja aby chociaż dostać namiastkę tego, co działo się w latach 60-tych i 70-tych. Bo nie wiem czy dożyją kolejnego występu w Polsce - już teraz Krieger wygląda jak mumia. http://www.youtube.com/watch?v=-hoTPqKnSkg
Dzień następny i jeszcze więcej deszczu. Z nudów przeszedłem się na próbę dźwiękową Ten Years After - poznałem najważniejszych członków grupy i nawet pozwolili mi się poszwendać po scenie. A występ? Absolutna zajebistość. Zespół, który grał na na tym PRAWDZIWYM Woodstocku nie zawiódł, ba!, przeszedł wszelkie oczekiwania! Deszcz siecze, wiatr głowy urywa, a oni grają z takim zapałem i energią, że aż iskry lecą. Lyons w transie a Gooch sprawia, że nikt już nie pamięta Alvina Lee. Kulminacja to kanonada solówek, połączona z fragmentami kawałków m.in. Deep Purple, Hendrixa czy Cream, podczas której jeden z fanów wdał się w bójkę z pięcioma (!) ochroniarzami bezpośrednio przed sceną, w sporym błocie. Koncert, który będę pamiętał przez lata.
Savoy Brown - duże zaskoczenie. Na plus. Zespół z dyskografią na kilometr postawił na bluesa zamiast boogie, co części fanów niezbyt się spodobało. Ja jednak byłem na TAK. Kim Simmonds był wspaniały i nie tylko przepięknie grał, ale również w kilku kawałkach znakomicie zaśpiewał (cudowny "Train to Nowhere"!). Reszta zespołu? OK, choć pewnie niedługo i tak zmienią skład (na Wikipedii zaczyna brakować miejsca żeby wszystkich wymienić). Aha, grupa zagrała na pożyczonych instrumentach, ponieważ ich sprzęt nie dojechał - wielkie brawa dla nich (za upór!) i dla innych zespołów za pomoc.
No i Cactus na koniec. Jeszcze mocniejszy deszcz i jeszcze mocniejsza muzyka - hard rock, ale bardzo silnie zakorzeniony w bluesie. Grupa niestety już bez Bogerta (za stary...), ale z McCartym na gitarze no i jedynym i niepowtarzalnym Carminem Appicem na perkusji. Któż to? Jeden z najważniejszych perkusistów w historii rocka - facet, który był inspiracją dla m.in. Nicko McBraina, Dave'a Lombardo, Phila Collinsa czy Tommy'ego Lee. Pokazał facet klasę. Zresztą jak cały zespół z ex-wokalistą Savoy Brown na czele. Interesująca muzyka, szczere podziękowania dla Polskiej publiczności za przyjęcie (pierwszy koncert w Polsce!), jak również za wytrwałość, gdyż lało jak z cebra. No i udało mi się złapać pałeczkę Carmine'a po świetnej solówce - będzie leżeć i się kurzyć obok pałeczek The Haunted i Ericka Burdona z The Animals.
Co jeszcze? Wszystkie grupy komplementowały się nawzajem (wiele razy razem koncertowali, zarówno 40 lat temu, jak i po reaktywacjach), a i nawet niektórzy członkowie bywali i tu i tam. Żadnej rywalizacji, kto jest lepszy.
|
|