Przypomniała mi się dzisiaj płyta taka z 2010 roku z nieco rytualnym psychodelicznym rockiem podszywanym mocnym, brudnym doomowym brzmieniem i bardzo swobodn± konstrukcj± utworów. Jak na psychorocka przystało, ¶mierdzi latami 60tymi i bluesowym folkiem na kilometr, tu Floydami, tam Velvetem, na spodzie Creamem i ogólnie jest fajny a jednocze¶nie ma to co¶ czym się wybija w¶ród podobnych sobie produkcji.

Może nie bez znaczenia jest to, że to taki twór z gatunku jednoosobowych a więc wizja muzyki jest spójna i album tworzy pewne opowiadanie muzyczne, którego nie będę się starał analizować ale polecę.

Rzucę linkiem małym albo dwoma i generalnie będzie wiadomo o co chodzi:

http://www.youtube.com/watch?v=8z4cfv7LfYc
http://www.youtube.com/watch?v=3VLotDOnm7A
http://www.youtube.com/watch?v=LHsw4M97hPE


O kurwa, nie wiedziałem że kto¶ jeszcze potrafi wpa¶ć na pomysł grania identycznie jak w latach 60'.
NIEWIARYGODNE



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Voice of the Seven Thunders
singulair.serwis