ďťż

Co sądzicie o tej płycie? Moim zdaniem inna niż pozostałe. Bardziej analogowa, przemyślana. Zresztą wszystkie ich albumy są moim zdaniem ponadprzeciętne.


Za chwilę zleci się kompania i zaczną się teksty w stylu *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* CHUJOWE NEO-PROG TEŻ WYPIERDALAJ.

Przesłuchałem sobie tej płyty i podobała mi się bardziej niż Out of Myself, co to ponoć jedną z najlepszych polskich płyt, a mnie zanudziła na śmierć, ale jakoś zachwycić mnie nie zachwyciła. Było parę spoko kawałków, ale cały czas miałem wrażenie, że to nie jest do końca to.
WERDYKT JURY
6/10
Nie znam, ale pewnie poznam skoro wszyscy mówią, że jest inna od poprzednich. Chociaż jak znam życie będzie to dla mnie raczej niestrawne...
Czy mi się wydaje, czy poprzednia również była inna od poprzednich?

*Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* to coś znacznie gorszego niż neoprog. To jest mieszanka wszystkiego, co najgorsze w różnych stylach pozbawiona czegokolwiek, co w tych stylach można by było od biedy uznać za fajne.

Jeżeli ktoś kompetentny by mnie jednak zapewnił, że płyta jest zaprzeczeniem wszystkiego, co było wcześniej i że nie ma tam tego okropnego wokalu, to może bym się skusił, aby to przesłuchać.


Poprzednia inna była od trylogii. Najnowsza jest jeszcze inna. Akronim tytułu to songs. Takie też jest nastawienie na tej płycie, ale nie należy się tym sugerować. Płyta jest piękna, bardzo dojrzała, świetnie nagrana.
To obecnie nasz najlepszy zespół i jeden z lepszych na świecie obecnie.

Płyta mi przypadła do gustu tak po piątym przesłuchaniu i mogę ją teraz w kółko słuchać. Jeśli ktoś lubi tylko Milsa Davisa to nie ma czego tam szukać., Jeśli ktoś jest bardziej otwarty na różne gatunki - polecam!

Aha, żeby cokolwiek o płycie powiedzieć, trzeba ją kilka razy przesłuchać, bo jak na razie zero obiektywizmu z waszej strony

Każdy utwór na płycie jest świetny, ale 6 i 7 to potęga!
Obawiam się, że w ten sposób, drogi Arasie, nie przekonasz reszty forumowiczów do wysłuchania tejże płyty....


Aha, żeby cokolwiek o płycie powiedzieć, trzeba ją kilka razy przesłuchać,


I znowu Rafał będzie się ze mnie śmiał, że słucham chujni po sto razy
Mnie się podoba fakt tego, że po raz pierwszy w *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* pojawia się sax, niestety na bardzo krótko i to wszystko co obiektywnego o płycie mogę powiedzieć: ogółem naszą rodzimą twórczość lubię, powoli tylko zaczynam się zastanawiać za co ich cenię. Jak sobie wyrobię o SONGS zdanie to się wypowiem.

Oj Kapitanie, a nie 800 razy?


Oj Kapitanie, a nie 800 razy?


Nie wiem, czy będę w stanie przesłuchać tego raz. Z płytami *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* mam tak, że mniej więcej przez pierwsze dwie minuty mnie to nudzi, a potem zaczyna mnie wkurwiać. Nie sądzę, żebym przetrwał kilka odsłuchów którekolwiek z ich albumów.
Ja to nawet nie będę udawał, że próbowałem słuchać tych nudów. Ignorancko i bezczelno rzucam na wiatr, że płyta jest słaba.
Ja tez kurde, powiem wiecej: plyta najgorsza w Chinach.

Zreszta tak sie sklada, ze wlasnie przedwczoraj nasciagalem sobie pare plyt Osjana, wg rad Kapitana i pewnego przyczajonego znawcy mocy z last.fm - musialbym byc naprawde zjebany zeby zamiast tego sluchac Riversajd.
A skąd kupiłeś tego Osjana? Bo nie mam pomysłu co ściągać z neta.

A skąd kupiłeś tego Osjana? Bo nie mam pomysłu co ściągać z neta.

Chomikuj.pl, dziewczyna mi zafundowala 2GB danych i nasciagalem takie skarby ze leb peka. Chomikowo jest doprawdy mega.
rutracker.org polecam, mają w losslessie masę stuffu, a to nawet nie private tylko rejestrować się trza.
Format bez-startny jest dla pozerów, no chyba że masz audiofilski sprzęt za milion dolarów, ale wtedy stać cię na rarowe winyle. Ja mam tylko 200W na takim dobrym polskim wzmacniaczu i słaby internet, więc ciągnę mp3 320kb/s, a na chomiku mam konto, ale nie mam tam wcale transferu.
Format bezstratny jest dla tych, którzy chcą sobie potem to nagrać na CD i mieć np. możliwość znowu to potem zgrać, bez straty jakości - ja tam trzymam u siebie losslessy ze względów snobistycznych i na przyszłość, i właśnie dla archiwizacji. Na telefonie noszę to samo, tylko przerobione na AAC@400 - po to, że w AAC@400 na pewno nie usłyszę różnicy (pewnie w 256 też bym nie wyłapał), zaś aż tak miejsca mi nie brakuje żeby zmniejszać. dnia Sob 21:54, 02 Luty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Nie ma snobizmu w formacie bezstratnym, snobizm jest w winylach i ewentualnie CD, jak masz cały regał CD i drugi winyli to masz lans, jak masz 1000GB muzyki w formacie bezstratnym to jesteś tylko niemądry, bo mógłbyś mieć 3 razy tyle muzyki w MP3 320Kb/s, a nie mając sprzętu za milion dolców i tak gówno a nie różnica.
Jestem snobem bo nie czuję różnicy a ściągam bezstratny, tutaj snobizm jak najbardziej jest. Poza tym ściągnę 320 i jak będę chciał to do np. 256 przerobić potem (bo jeszcze mniej zajmuje na przenośnym) to dupa, bo zrobiłbym z tego jeszcze gorszą kaszanę.
Popieram Filasa w tej materii. W dobie dysków terabajtowych nie ma się co szczypać. Można sobie chomikować muzykę w formatach bezstratnych (argument podany przez Filasa jest wystarczający imo) a w razie potrzeby konwertować na to co aktualnie jest najwygodniejsze (chyba, że ktoś nadal pracuje na Celeronie 300MHz to ma problem).

Kwestia tego czy ktoś słyszy różnicę czy nie to osobny temat.
Na dodatek podobno dekodowanie FLAC do WAV do odtwarzania wymaga mocy procesora na poziomie, myślę, Pentium I 166MHz - podobno te strumienie są lżejsze od MP3 w dekodowaniu. A na sprzęcie za 1kk$ to też gówno, nie różnica: sprzęt studyjny kończy się na 100k i to PLN (tak, wiem, milion to była metafora, ale jakże fajnie czasami wziąć taką na dosłownie), a sprzęt domowy to może na 10-12 koła.
Ale w dobie gdy u mnie na wsi nie ma sensownego internetu FLAC-i to gówno straszne.
To jest osobny problem...

Swoją drogą to znam ten ból bo też zawsze byłem o krok wstecz w stosunku do moich kumpli co na blokach mieli 100mb/s a ja miałem gówno 256kb/s. Pamiętam, że mój komp chodził dniami i nocami, żeby cokolwiek ściągnąć...
Dokładnie, to już osobna ale i tak wkurwiająca kwestia. Niemniej skoro już mogę jakoś rozsądnie pobierać to warto lossless.
Ściongłe kurwe 320 ale jeszcze nie bede suchał bo nie

Ściongłe kurwe 320 ale jeszcze nie bede suchał bo nie

Kapitanie, jesteś trzeźwy?

Ja aktualnie mam prawie wszystko w mp3@320kb/s i nie narzekam.


Kapitanie, jesteś trzeźwy?


czeźwy. Tak.
Ściongoł to, to znaczy, że źle.

To jest osobny problem...

Swoją drogą to znam ten ból bo też zawsze byłem o krok wstecz w stosunku do moich kumpli co na blokach mieli 100mb/s a ja miałem gówno 256kb/s. Pamiętam, że mój komp chodził dniami i nocami, żeby cokolwiek ściągnąć...

Ja mam od niedawna 20 mb/s a wcześniej miałem 1 i nie ma większej różnicy bo wszystkie hostingi plików mają limity ;_;
Mi raz ściąga z prędkością 150kB/s, a raz z prędkością 20kB/s, w zależności od pogody, boski internet radiowy. Kupiłem sobie lepszą antenę, zobaczymy czy pomoże.
Dziobaku, lecisz na rutrackera się rejestrować i zobacz jakie transfery wyciągniesz. Tam jest dużo i naprawdę seedują. I limitów ratio nie ma. dnia Nie 01:05, 03 Luty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Eee nie używam torrentów bo się boję policji
Też racja.
PeerBlock i policja może wam naskoczyć
Płyta jak na *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* jest do zniesienia. To znaczy, już nigdy więcej jej nie przesłucham, nie jestem aż takim masochistą. Natomiast mogę uczciwie przyznać, że jest to nieco mniej pretensjonalne, niż to, co grali wcześniej.
A wiec poswieciles sie i posluchales? Bohater z Ciebie.
Jestem przeziębiony - z reguły w takim stanie przesłuchuję chujowe płyty
Stawiacie Panowie sprawę na głowie. Jeżeli chodzi o odbiór muzyki na pierwszym miejscu liczy się otoczenie. Stawianie audiofilskiego sprzętu w zagraconym mieszkaniu to wydawanie pieniędzy w błoto. Natomiast w dobrze zorganizowanym pomieszczeniu i byle co brzmi ładnie.
Po drugie, ludzie, którzy są audiofilami, a nie snobami, nie kupują raczej gotowego sprzętu, tylko składają z różnych elementów i w wypadku przypływu gotówki wymieniają "najsłabsze ogniwo" w zestawie, na lepsze.
Po trzecie różnica w brzmieniu między flac a mp3 jest jak najbardziej słyszalna na dowolnym sprzęcie, którego głośniki są w stanie wygenerować np. bardzo niskie tony (np. poniżej 40Hz) a do tego naprawdę nie potrzeba sprzętu z najwyższej półki. Podczas kodowania w kodeku stratnym fale rzekomo dla ucha niesłyszalne są usuwane. Prawie zawsze muzyka kodowana bezstratnie charakteryzuje się głębszymi basami i bardziej wyrazistymi dźwiękami wysokimi. To może nie mieć żadnego znaczenia przy odbiorze Slayera, ale w wypadku Bacha zrobi różnicę.
Słyszałem legendy, że ponoć jakiś audiofil kiedyś poddał się ślepemu testowi ze skutkiem pozytywnym i odróżnił to co dla reszty ludzi jest nierozróżnialne.

EOT

Stawiacie Panowie sprawę na głowie. Jeżeli chodzi o odbiór muzyki na pierwszym miejscu liczy się otoczenie. Stawianie audiofilskiego sprzętu w zagraconym mieszkaniu to wydawanie pieniędzy w błoto. Natomiast w dobrze zorganizowanym pomieszczeniu i byle co brzmi ładnie.
Po drugie, ludzie, którzy są audiofilami, a nie snobami, nie kupują raczej gotowego sprzętu, tylko składają z różnych elementów i w wypadku przypływu gotówki wymieniają "najsłabsze ogniwo" w zestawie, na lepsze.
Po trzecie różnica w brzmieniu między flac a mp3 jest jak najbardziej słyszalna na dowolnym sprzęcie, którego głośniki są w stanie wygenerować np. bardzo niskie tony (np. poniżej 40Hz) a do tego naprawdę nie potrzeba sprzętu z najwyższej półki. Podczas kodowania w kodeku stratnym fale rzekomo dla ucha niesłyszalne są usuwane. Prawie zawsze muzyka kodowana bezstratnie charakteryzuje się głębszymi basami i bardziej wyrazistymi dźwiękami wysokimi. To może nie mieć żadnego znaczenia przy odbiorze Slayera, ale w wypadku Bacha zrobi różnicę.


Tylko że MP3 320 kbps zostało tak zoptymalizowane, żeby cały syf kwantyzacji i artefakty kompresji były wywalone poza ~22kHz (a dół też jest już oczyszczony do jakichś 12-15Hz - zakres odczuwalny ale raczej ciałem), mimo wszystko 320 jest już prawie że 'doskonała' - nie dziwota, skoro FLAC także potrafi na niektórych albumach zejść do 400kbps (serio!, czasami taka przepustowość starcza). Co do zagraconego mieszkania: owszem.

Budowa sprzętu z monobloków? To już jest audiofilski snobizm, połączenie obu: kupuję klocki za 100k sztuka, które rzekomo mają coś poprawiać, a jak mi się gorzej zrobi to kupuję nowe i 'czuję dźwiękową nirwanę'. Audiofil zadowoli się Marantzem wspartym dobrym wzmacniaczem i np. HD-650 Sennheisera jeżeli takie akurat prezentuje preferencje (TADAM, KURWA - KAPITAN OCZYWISTOŚĆ). Rozmawiałem z paroma ludźmi którzy nawet do HD-800 mieli dostęp i wielu z nich wracało na niższe szczebelki, bo różnica w cenie to już jednak była przesada - no, ale to już nie są audiofile snobi w tym momencie. Jedno i drugie jest mocno powiązane moim zdaniem dnia Czw 13:13, 07 Luty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Przede wszystkim to, jakie są możliwości standardu mp3 a to jakie w rzeczywistości mp3 krążą po necie to dwie różne kwestie. W wypadku flac sprawa jest prosta - służy do tego jeden określony enkoder i najczęściej muzyka jest zgrywana bezpośrednio z płyty. A mp3 - każdy kompresuje jak chce i czym chce.

Natomiast audiofilię w moim przekonaniu nie mierzy się wartością sprzętu w pieniądzach, tylko ile ktoś jest w stanie poświęcić pieniędzy i czasu na "upgrade".

A sprzęt za 100k to mają chyba tylko snoby, które nie mają czasu na nim nic posłuchać, bo akurat tyrają aby móc sobie zakupić sprzęt za 200k.
Innymi słowy mylisz audiofila z pasjonatem - audiofil pojedzie do salonu i kupi to, co mu facet doradzi za 15-20k. Snob pojedzie i kupi 'bylekolumny' za 100k, ŻEBY WYGLĄDAŁY, no a w sklepie mówiom rze grajom to grajom. Pasjonat kupi klocki, poskłada według własnego uznania i pomodyfikuje, i jeszcze wyjdzie poniżej 5 tysia, i będziezadowolony, bo nie dość, że wysiłek był to i jakość jest.

Dobrze ująłeś temat: MP3 istnieje w wielu różnych wariantach, wszak mamy rozmaitej maści enkodery. AAC tak samo. dnia Czw 17:14, 07 Luty 2013, w całości zmieniany 1 raz

Innymi słowy mylisz audiofila z pasjonatem - audiofil pojedzie do salonu i kupi to, co mu facet doradzi za 15-20k.
Ja zawsze skłonny byłem pojmować audiofilię jako specyficzną wrażliwość muzyczną. Przewrażliwienie na punkcie brzmienia, chęć jego ciągłego poprawiania i słuchania głównie dedykowanych płyt na najwyższej jakości sprzęcie.

Skutkuje tym, że audiofil chętnie kupuje drogi sprzęt, jak tylko ma na to środki.
Nie zmienia to faktu, że większość miłośników muzyki nie jest audiofilami i nie jest przewrażliwiona jeżeli chodzi o brzmienie. Takich miłośników muzyki nazywam na swój użytek melomanami (czyli słuchaczami zdecydowanie bardziej wrażliwymi na melodię, nastrój, harmonię i nie wracającymi większej uwagi na drobiazgi w warstwie brzmieniowej).
Powiem szczerze, że też zwykłem to tak pojmować: niemniej teraz, po krótkim czasie spędzonym przy tej pasji na własną rękę zwykłem już dzielić to wszystko właśnie na pasjonatów i tą drugą grupę, 'słynniejszą'. I tak, z grupy drugiej mam troszeczkę: delikatnie przywiązanie do warstwy technicznej i dobrego masteringu, zaś z pierwszej chęć do dążenia ku doskonałości bez posiadania budżetu.

Melomani to zupełnie inna kwestia :> Inna sprawa, że to właśnie jest jedna z grup 'narażonych' potencjalnie na pasjonowanie się także stroną techniczną. Ot, meloman jeżeli dostanie zastrzyk gotówki i przyinwestuje może stać się pasjonatem samego audio (bo go ujmie chociażby większa przejrzystość dźwięku albo cokolwiek innego) - w większości to właśnie tylko gotówka ich (mnie może też) od tego oddziela.

HD-681 To uczucie kiedy mam 668B na głowie ;_;
Nie zapominajmy o polaryzacji kabli zasilających i oczywiście o podstawkach antywibracyjnych pod wzmacniacz, oraz o tym, że przecież mamy najlepszą stereofonię dopiero wtedy, gdy zrobimy sobie linię zasilającą bezpośrednio od elektrownii do domu. dnia Pią 11:54, 08 Luty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Się śmiejecie, ale jako muzyk pracujący w studio i na żywo nauczyłem się że cały zestaw audio jaki się ma jest tylko tak dobry jak jego najsłabsze ogniwo. Te wszystkie pierdoły mają znaczenie. No ale może faktycznie bardziej przy produkcji niż przy odbiorze.
Ależ ja niczego nie kwestionuję, poza podstawkami pod kable :>
Rune masz rację. Ale są granice rozsądku i ludzkiej percepcji. Jeśli ktoś usprawiedliwia swoje wydatki audiofilskie fizyką tworzoną na kolanie to chyba coś jest nie tak

Ja osobiście nabyłem niedawno za ostatnie pieniądze wygrzewacz do kabli. No i specjalne płyty z nagraniami z innej galaktyki, które świetnie wygrzewają sprzęt. Różnica widoczna jest gołym uchem a tych których na to nie stać to hejterzy. Dopiero teraz mogę słuchać Epiki w super hajfaj
Znałem gościa, który odpalał CD z kompa, następnie karta muzyczna przesyłała mu cyfrowy dźwięk na zewnątrz do specjalnego ekranowanego przetwornika na zewnątrz (ponoć technologia stosowana w radio), następnie miał wzmacniacz pioneera i podpięte doń wiekowe kolumny Tonsila na podstawkach. Ponieważ cały zestaw stał w sporej wielkości pokoju w przedwojennym domu brzmiało to wszystko rewelacyjnie.

Facet miał ewidentnego hopla na punkcie jakości dźwięku, ale nie wydał na to nie wiadomo jak wielkich pieniędzy. Wzmacniacz, przetwornik i podstawki. Po prostu dobrze to sobie wymyślił, jak uzyskać dobrą jakość dźwięku najmniejszym możliwym kosztem - tzn. że najważniejszy jest przetwornik, ew. wzmacniacz i jeżeli wyprowadza się dźwięk przez złącze cyfrowe, to właściwie odtwarzacz jest już mało istotny, bo sygnał cyfrowy nie podlega przecież zakłóceniom. Jeszcze podstawki są istotne, bo kolumny potrafią diametralnie zmienić brzmienie w zależności od tego na czym stoją.

Jeżeli chodzi o kolumny - to i tak najważniejsze jest to, co kto lubi, a nie żadne nowe technologie. Mnie np. podoba się brzmienie wiekowego sprzętu - jest często cieplejsze i milsze dla ucha.

Znałem gościa, który odpalał CD z kompa, następnie karta muzyczna przesyłała mu cyfrowy dźwięk na zewnątrz do specjalnego ekranowanego przetwornika na zewnątrz (ponoć technologia stosowana w radio), następnie miał wzmacniacz pioneera i podpięte doń wiekowe kolumny Tonsila na podstawkach. Ponieważ cały zestaw stał w sporej wielkości pokoju w przedwojennym domu brzmiało to wszystko rewelacyjnie.

Bardzo dobra i mądra konstrukcja. Sam bym sobie chętnie coś takiego kiedyś zamontował.

Z tym, że z drugiej strony, zależy do czego. Do rocka progresywnego czy muzyki klasycznej to idealne rozwiązanie ale Led Zeppelin bym już na tym nie puścił za cholerę. Byłoby wykastrowane. dnia Pią 16:22, 08 Luty 2013, w całości zmieniany 1 raz
No i powyżej mamy przykład pasjonata :>

Znałem gościa, który odpalał CD z kompa, następnie karta muzyczna przesyłała mu cyfrowy dźwięk na zewnątrz do specjalnego ekranowanego przetwornika na zewnątrz (ponoć technologia stosowana w radio), następnie miał wzmacniacz pioneera i podpięte doń wiekowe kolumny Tonsila na podstawkach. Ponieważ cały zestaw stał w sporej wielkości pokoju w przedwojennym domu brzmiało to wszystko rewelacyjnie.

Bardzo dobra i mądra konstrukcja. Sam bym sobie chętnie coś takiego kiedyś zamontował.

Z tym, że z drugiej strony, zależy do czego. Do rocka progresywnego czy muzyki klasycznej to idealne rozwiązanie ale Led Zeppelin bym już na tym nie puścił za cholerę. Byłoby wykastrowane.
Kolega generalnie nie słuchał rocka. Lubił muzykę dawną i elektroniczną. Z tego, o czym się pisze u nas na forum lubił chyba tylko Dead Can Dance. Odnoszę w ogóle wrażenie, że ludzie o typowo "audiofilskiej" wrażliwości muzycznej, rzadko sięgają po rocka, którego brzmienie jest przecież generalnie dużo bardziej "płaskie" niż w innych gatunkach ze względu na przesterowanie gitar.

dużo bardziej "płaskie" niż w innych gatunkach ze względu na przesterowanie gitar.

Nie do końca rozumiem kobaianie o co chodzi w tym stwierdzeniu. Możesz rozwinąć? Ja byłbym skłonny twierdzić, że to właśnie obecność przesterowań powoduje, że muzyka rockowa i metalowa jest bardzo wymagająca jeśli chodzi o jej realizację jak i późniejszy odsłuch.

Chyba, że chodziło o to, że prawdziwy audiofil nie słucha rocka czy metalu żeby nie obnażać niedoskonałości swojego sprzętu

dużo bardziej "płaskie" niż w innych gatunkach ze względu na przesterowanie gitar.

Nie do końca rozumiem kobaianie o co chodzi w tym stwierdzeniu. Możesz rozwinąć? Ja byłbym skłonny twierdzić, że to właśnie obecność przesterowań powoduje, że muzyka rockowa i metalowa jest bardzo wymagająca jeśli chodzi o jej realizację jak i późniejszy odsłuch.

Chyba, że chodziło o to, że prawdziwy audiofil nie słucha rocka czy metalu żeby nie obnażać niedoskonałości swojego sprzętu
Jakieś żarty się Ciebie trzymają. Weź sobie zagraj coś na normalnym instrumencie, nagraj w Audacity, a potem zapodaj efekt przesterowania. I potem odpowiedz, czy oryginał czy wersja przesterowana ma większą dynamikę. Jeżeli nie będziesz potrafił tego wychwycić uszami to podpowiem, że można to zobaczyć na ekranie, bez odsłuchiwania.

Najbardziej wymagający jest dźwięk wydobywany akustycznie. A płytę rockową to sobie możesz nagrać w garażu, jak Pearl Jam.
Płaskość wiąże się jedynie z dynamiką, a dokładniej kompresją dynamiczną - czyli na określoną ilość dB przekraczającą określony próg przydzielamy tyle, o ile ma wzrosnć głosność (np. na każde 5dB przydzielamy 1dB wzrostu) - z jednej strony zabezpiecza to przed przesterem, z drugiej źle użyte psuje cały efekt i dynamikę.

Płaskość wiąże się jedynie z dynamiką, a dokładniej kompresją dynamiczną - czyli na określoną ilość dB przekraczającą określony próg przydzielamy tyle, o ile ma wzrosnć głosność (np. na każde 5dB przydzielamy 1dB wzrostu) - z jednej strony zabezpiecza to przed przesterem, z drugiej źle użyte psuje cały efekt i dynamikę.
Racja, może źle się wyraziłem. Przesterowanie to tylko jeden z efektów gitarowych składających się na rockową paletę brzmień. Jednak generalnie efekty odpowiedzialne za powstanie rockowego brzmienia wypadku gitary elektrycznej równocześnie kompresują. Powodują, że nawet lekkie poruszenie struną brzmi jakby lądował odrzutowiec. I co tu jest w ogóle wymagającego? Czego tam niby możesz się dosłuchać na lepszym sprzęcie?

Oczywiście wiadomo, że jest rockowa awangarda, że jej twórcy mają inne podejście do rzeczy i potrafią różne cuda robić. Ale przeciętnie rock jest akurat stosunkowo mało wymagający.


Jakieś żarty się Ciebie trzymają. Weź sobie zagraj coś na normalnym instrumencie, nagraj w Audacity, a potem zapodaj efekt przesterowania. I potem odpowiedz, czy oryginał czy wersja przesterowana ma większą dynamikę. Jeżeli nie będziesz potrafił tego wychwycić uszami to podpowiem, że można to zobaczyć na ekranie, bez odsłuchiwania.

Najbardziej wymagający jest dźwięk wydobywany akustycznie. A płytę rockową to sobie możesz nagrać w garażu, jak Pearl Jam.


Kobaianie, zapytałem się Ciebie co rozumiesz przez to co napisałeś. Jeśli to dla Ciebie żarty to chyba nie ma co prowadzić dalej dyskusji. Przykład który podałeś jest niefortunny bo jeśli za definicję dynamiki przyjmiemy różnicę pomiędzy najgłośniejszym a najcichszym fragmentem nagrania to wnioski płynące z "doświadczenia", które podałeś są oczywiste.

Moje wątpliwości związane są z tym, iż fakt przesterowań powoduje "bałagan" w praktycznie całej rozpiętości słyszalnych częstotliwości. Nazywanie brzmienia płaskim dlatego, że nagranie zawiera dźwięki z przesterowanego instrumentu jest zatem średnio trafionym pomysłem.
Przestery mają dosyć mocne rozbicie harmoniczne, ogółem distortion też wprowadza pewnego rodzaju syf w pasmie, czyli może trochę utrudnić mastering: wszak żeby zachować wszystkie gitarowe niuanse to trzeba wtedy odpowiednio wyequalizować gitarę. Same efekty nie kompresują tak naprawdę, tylko dodają dodatkowych aspektów: a że piec wypuszcza coś o określonej głośności to już inna sprawa.


Racja, może źle się wyraziłem. Przesterowanie to tylko jeden z efektów gitarowych składających się na rockową paletę brzmień. Jednak generalnie efekty odpowiedzialne za powstanie rockowego brzmienia wypadku gitary elektrycznej równocześnie kompresują. Powodują, że nawet lekkie poruszenie struną brzmi jakby lądował odrzutowiec. I co tu jest w ogóle wymagającego? Czego tam niby możesz się dosłuchać na lepszym sprzęcie?

Oczywiście wiadomo, że jest rockowa awangarda, że jej twórcy mają inne podejście do rzeczy i potrafią różne cuda robić. Ale przeciętnie rock jest akurat stosunkowo mało wymagający.

Co jest wymagającego? Wystarczy tylko wykreślić gęstość widmową mocy nagrania z przesterami i zastanowić się co jest łatwiej nagrać a potem możliwie najlepiej odtworzyć.

Osobną kwestią jest to, że można tak dobrać poziomy głośności, żeby flet zagłuszał granie gitary elektrycznej.


Racja, może źle się wyraziłem. Przesterowanie to tylko jeden z efektów gitarowych składających się na rockową paletę brzmień. Jednak generalnie efekty odpowiedzialne za powstanie rockowego brzmienia wypadku gitary elektrycznej równocześnie kompresują. Powodują, że nawet lekkie poruszenie struną brzmi jakby lądował odrzutowiec. I co tu jest w ogóle wymagającego? Czego tam niby możesz się dosłuchać na lepszym sprzęcie?

Oczywiście wiadomo, że jest rockowa awangarda, że jej twórcy mają inne podejście do rzeczy i potrafią różne cuda robić. Ale przeciętnie rock jest akurat stosunkowo mało wymagający.

Co jest wymagającego? Wystarczy tylko wykreślić gęstość widmową mocy nagrania z przesterami i zastanowić się co jest łatwiej nagrać a potem możliwie najlepiej odtworzyć.

Gdybyś był miłośnikiem muzyki "noise", to jeszcze bym rozumiał, co masz na myśli. Ale żeby miłośnik muzyki raczej melodyjnej narzekał na niezbyt wierne odtworzenie hałasu, to dość ciekawe zjawisko. Odpowiem tak: dla przeciętnego odbiorcy muzyki rockowej ważne jest tylko tyle, że w tym a tym miejscu pojawia się hałas. Co więcej - dla przeciętnego wykonawcy muzyki rockowej ważne jest przede wszystkim to, że w tym a tym miejscu hałas robi. A zmiany brzmienia hałasu, struktura hałasu, zabawy hałasem itd. to chyba raczej nie ten gatunek.


Gdybyś był miłośnikiem muzyki "noise", to jeszcze bym rozumiał, co masz na myśli. Ale żeby miłośnik muzyki raczej melodyjnej narzekał na niezbyt wierne odtworzenie hałasu, to dość ciekawe zjawisko. Odpowiem tak: dla przeciętnego odbiorcy muzyki rockowej ważne jest tylko tyle, że w tym a tym miejscu pojawia się hałas. Co więcej - dla przeciętnego wykonawcy muzyki rockowej ważne jest przede wszystkim to, że w tym a tym miejscu hałas robi. A zmiany brzmienia hałasu, zabawy hałasem itd. to chyba raczej nie ten gatunek.


To nie ma absolutnie nic wspólnego z moimi upodobaniami, zarówno gatunkowymi jak i brzmieniowymi. W wielkim skrócie, wydaje mi się, że żeby wiernie nagrać gitarowanie a następnie wiernie odtworzyć, trzeba nieco się napocić a nie nagrać to w garażu. Czemu? A no właśnie temu, że w muzyce gdzie grają 4 piszczałki nie ma tyle bajzlu (bajzlu, który w tym przypadku jest nośnikiem informacji) co w muzyce rockowej. To, że rockowcy wydają płyty, które są schrzanione to osobna kwestia.

Swoją drogą zastanawiam się czy posłuchać tego nowego riwersajda...
Jak nie masz co robić to możesz posłuchać, a nuż nie będzie aż tak źle - mnie ten nowy prog nie zniesmacza, ale po małej przerwie od słuchania tych wytworów ciężko mi powoli się o nim wypowiadać - nie mam już tak pozytywnego zdania jak kiedyś.
A wracając do tematu - byłam na tym koncercie w Krakowie. Miło jest usłyszeć COKOLWIEK ze śladami progresywności w sobie NA ŻYWO. Oczywiście lepiej byłoby spędzić ten czas na koncertach grup progresywnych z zupełnie innych dekad, z tym że przypominam że żyjemy w tej i za dużego wyboru nie mamy. Koncert był do tego bardzo dobry od strony technicznej. Ponadto sporo się ludzi zebrało, sala wypełniona była od góry do dołu, wzdłuż, wszerz, w poprzek. Myślę że warto było iść.
A nie było typowej porażki na zasadzie napierdalającego basu? Może se za tydzień sam ruszę dupsko, jak bedo w Gdańsku - zawsze to koncert. dnia Nie 13:22, 14 Kwiecień 2013, w całości zmieniany 1 raz
Nie, dobry od strony technicznej koncert. Znajomy potwierdzi, a sam jest muzykiem.

A nie było typowej porażki na zasadzie napierdalającego basu? Może se za tydzień sam ruszę dupsko, jak bedo w Gdańsku - zawsze to koncert.

Przejdź się - autentycznie jestem ciekaw co człowiek posiadający oboje uszu powie o takim koncercie.
Pewnie cos w stylu raportu Puszkina na temat nalotu szaranczy.

'Przyjechali... Wyszli na scene... Pograli... Pojechali...'
Wiesz co, byłem na Anathemie i można było pomachać głowo. Czysto rozrywkowo to się nawet opłaca.

Moja opinia i tak będzie bezwartościowa, bo dzisiaj se puściłem "SLS" i to z grubsza, mimo, że trochę nudne, jakiś tam klimat nadal posiada. dnia Nie 14:45, 14 Kwiecień 2013, w całości zmieniany 1 raz
Szykujcie kasę, bo wkrótce ma wyjść książka na temat *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana*.

https://www.facebook.com/Maurycy-Nowakowski-237128123086037/?fref=ts

Pozwoliłem sobie na polemikę z autorem na jego stronie. Zaczęło się niewinnie. Zwróciłem mu uwagę, że termin „progres”, którego używa w stosunku do muzyki Marillion, *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* i Porcupine Tree to nie najszczęśliwsze określenie. Zasugerował mi niedwuznacznie, że staram się zawłaszczyć pojęcie „rock progresywny” dla starych grup z lat 1967-1974. No i zaczęło się...
Też się tam wypowiedziałem.
W moim przekonaniu wypowiedź Mahavishnu jest bardzo wyważona, nawet za bardzo.

Rock neoprogresywny to nie jest retro-progres, a jego "regresywność" nie polega na prostym kopiowaniu elementów. Gdyby tak było, Pendragona słuchałoby się równie miło jak Wobblera, a jednak się nie słucha. Neoprog z tego co się zorientowałem miał dwa etapy. Pierwszy słyszalny jest na dwóch pierwszych płytach Marillion i na debiucie Twelfth Night (jedyny znany mi przykład znośniego neo). Chodzi tu o ożenek rocka symfonicznego z nową falą. Drugi etap, ten naprawdę potworny, to robienie pop-łuczyn po progu, permanentny muzyczny paulocoehlizm, pochylanie się z nabożną czcią nad muzycznymi banałami i celebrowanie ich w ciągnących się niczym guma do żucia utworach.

Druga kwestia dotyczy Porcupine Tree. Ja osobiście miałem ten zespół zawsze za takie mniej oryginalne Radiohead. Wytłumaczę. Patent Wilsona polega na ożenku anemic-rocka (którego ikoną a równocześnie chyba i najciekawszym przedstawicielem jest właśnie Radiohead) z progresem z lat 70'. Biorąc pod uwagę to, co anemic-rockowe zespoły grają bez pomocy Wilsona, nie jest to przedsięwzięcie zbyt ambitne. Coś jakby zauważyć, że utwory anemików przypominają niekiedy te z pierwszej strony Meddle i stwierdzić - dorzućmy jeszcze drugą stronę, będzie fajnie. Dodatkowo warto wziąć pod uwagę, że w swoich poszukiwaniach Radiohead odszedł momentami dużo dalej od komercyjnego radiowego rocka niż PT, w związku z tym nazywanie tego drugiego "progresywnym" jest kompletnie nieuzasadnione.
Mogłeś to napisać u tego gościa, byłoby znacznie ciekawej. Tutaj każdy się z Tobą zgodzi, a tam mogłaby być dyskusja. Nie wiem jeszcze na jakim poziomie, niestety brak elementarnej logiki (mierzenie dwóch rzeczy według różnej miary, a następnie "porównywanie" ich ze sobą) w wypowiedziach gospodarza wątku może sugerować, że byłoby sebowo, ale może nie? Warto by sprawdzić.

Mogłeś to napisać u tego gościa, byłoby znacznie ciekawej. Tutaj każdy się z Tobą zgodzi, a tam mogłaby być dyskusja. Nie wiem jeszcze na jakim poziomie, niestety brak elementarnej logiki (mierzenie dwóch rzeczy według różnej miary, a następnie "porównywanie" ich ze sobą) w wypowiedziach gospodarza wątku może sugerować, że byłoby sebowo, ale może nie? Warto by sprawdzić.
Jeszcze mogę.
Zaszczujecie człowieka
Oto przykłady złotych myśli pana Maurycego Nowakowskiego. Zostały zaczerpnięte z jego przygotowywanej do wydania książki na temat *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana*:

„Nagrywając jeszcze nieco lepszą, dojrzalszą płytę, nie tylko nie strącił wysoko zawieszonej poprzeczki, ale jeszcze podniósł ją, windując jakość i wytyczając absolutnie nowe standardy progresywnego grania w Europie”.

„Rosnąca popularność sugerowała, że zespołu o takim potencjale w Polsce jeszcze nie było. *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* bezkompromisową mieszanką artrocka i metalu, chwytliwości i ambicji dokonał rzeczy wcześniej niewykonalnej – zyskał sympatię zarówno fanów progresji, jak i prostszego, mocniejszego uderzenia”.

„Korzyści z tej odważniej mieszanki okazały się wielorakie, bo z jednej strony zespół trafił z artrockiem „pod strzechy”, co już stanowiło nowość, a z drugiej strony, wniósł do dumnej, klimatycznej progresji nieco rockowych iskier”.

Fragmenty książki, które zaprezentował na swojej stronie są, delikatnie rzecz ujmując, bardzo kontrowersyjne. Najbardziej zabawne fragmenty wyboldowałem. Niektóre tezy to wręcz piramidalne nonsensy. Książka pisana jest na kolanach, zupełnie bezkrytycznie. W tym kontekście zadziwia deklaracja autora, któremu nie spodobało się, że skrytykowałem rock neoprogresywny:

„...nie lubię ślepego podejścia fanowskiego czy kibolskiego. Nie chcemy podejścia czarnobiałego, w świecie kultury, bo to ślepa uliczka”.

Rzeczy, które wypisuje w swoim dziele są jawnym zaprzeczeniem tego co głosi. Jeżeli gość się nie ogarnie i cała książka będzie utrzymana w takiej poetyce to zapowiada się niezłe kuriozum. Dwukrotnie zadałem mu konkretne pytania na jego facebookowej stronie, aby napisał na czym polega oryginalność muzyki *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana*, bo moim zdaniem jest zdecydowanie epigońska. Za pierwszym razem uchylił się od pytania i pisał o czymś innym. Za drugim razem zupełnie nie odpowiedział na pytania. Gdy dyskutowało się z nim bardziej ogólnie miał tendencję do imputowania różnych rzeczy, których nie miało się na myśli, starał się łapać za słówka i interpretować je inaczej niż wynikało to z kontekstu zdania. W przypadku nonsensów wypisywanych na temat *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* wystarczyło zadać mu kilka konkretnych pytań. Tak kończy się tworzenie wirtualnej rzeczywistości.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  *Zespół ten jest tak potworny, że jego nazwa została ocenzurowana* - Shrine of new Generation Salves
singulair.serwis