Rosyjskie Roswell
singulair.serwis |
Rosyjskie Roswell
Wieczorem 29 stycznia 1986 r. nad położone w Kraju Primorskim miasto Dalnegorsk nadleciał niezidentyfikowany obiekt przypominający czerwoną kulę. Naoczni świadkowie tego zdarzenia wspominali, że stało się niebawem jasne, iż obiekt ma jakieś problemy techniczne. Ich kulminacja nastąpiła w chwili, kiedy znalazł się on nad szczytem górującego nad miastem wzgórza, oznaczanego numerem 611.
Ćwierć wieku temu, daleko na wschodnich rubieżach Rosji, na szczycie bezimiennego wzgórza, rozbił się obiekt nieznanego pochodzenia. Całe zajście obserwowane było przez setki mieszkańców górniczego miasteczka Dalnegorsk leżącego u stóp wzniesienia. Wydarzenie to stałoby się kolejną legendą z latającym talerzem w tle, gdyby nie fakt, że ekspedycja, która wyruszyła niebawem na miejsce katastrofy odkryła zdumiewające pozostałości rozbitego UFO. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że podobny incydent, choć o mniejszej skali, miał miejsce w 1993 r. w okolicach... Krakowa!
Wieczorem 29 stycznia 1986 r. nad położone w Kraju Primorskim miasto Dalnegorsk nadleciał niezidentyfikowany obiekt przypominający czerwoną kulę. Naoczni świadkowie tego zdarzenia wspominali, że stało się niebawem jasne, iż obiekt ma jakieś problemy techniczne. Ich kulminacja nastąpiła w chwili, kiedy znalazł się on nad szczytem górującego nad miastem wzgórza, oznaczanego numerem „611”.
Dalnegorskie UFO było względnie nieduże i początkowo poruszało się na wysokości kilkuset metrów. Gdy dotarło w okolice wspomnianego wzniesienia obserwatorzy dostrzegli, że na przemian wznosi się i opada. Zwiększała się także intensywność emitowanego przez nie światła. Przy kolejnej próbie nabrania wysokości obiektem „szarpnęło”, po czym zaczął on gwałtownie tracić wysokość i ostatecznie rozbił się na Wzgórzu 611. Płonął jeszcze przez godzinę, o czym świadczyła widoczna z dołu niebieskawa łuna.
Dziwne manewry obiektu obserwowane były przez setki świadków. Domniemanej katastrofie nie towarzyszyła ponoć żadna eksplozja, choć niektóre z relacji wspominały o głuchym „grzmocie”. Wydarzenie wstrząsnęło całym miasteczkiem i przykuło uwagę uczonych, którzy zdali sobie sprawę, że nadarza się jedyna w swoim rodzaju okazja zdobycia namacalnych dowodów na istnienie UFO.
Wyprawa Dwużilnego
Jako pierwsza na miejscu dalnegorskiej katastrofy znalazła się grupa ochotników kierowana przez dr Walerego Dwużilnego. Szczyt wzgórza, oprócz jednej ze skalnych półek, pokrywała wówczas gruba warstwa śniegu. To właśnie w tym punkcie (o wymiarach ok. 2x2 m) znaleziono szereg śladów, w tym pień spalonego drzewa emitujący bardzo charakterystyczną „chemiczną” woń.
Na skale widoczne były także ślady pożaru. Z szeregu pozostałości po katastrofie odkryto tam m.in. uformowane w kulki fragmenty stopionego metalu, złote i krzemowe włókna tworzące „siateczki” oraz fragmenty szkła. Najciekawsze były jednak ich właściwości, których badaniem zajęła się Sowiecka Akademia Nauk.
Znaleziska, jak się okazało, były co najmniej intrygujące. W kilku przypadkach rosyjscy naukowcy skwitowali je stwierdzeniem, że nie wiedzą, jaka technologia może stać za ich stworzeniem. Tak było m.in. w przypadku niektórych ze wspomnianych „siateczek”, składających się ze splecionych ze sobą włókien o grubości 17 mikrometrów, utkanych, co ciekawe, z jeszcze cieńszych włókien, między które wplecione były niekiedy złote nitki. Równie zagadkowy wydawał się metalurgom skład „kuleczek”. Czy była to zarazem technologia nie tylko spoza naszej planety, ale i ram naszego pojmowania? Zdania na ten temat nadal są podzielone.
Dużo jest takich niewyjaśnionych spraw.