ďťż

Cześć wszystkim,

Posłuchajcie sobie trailera do pierwszego wydawnictwa mojego zespołu STRAIN:

www.youtube.com/watch?v=ZmnbF0Yhzjw

Gramy metal symfoniczny w trochę ostrzejszym wydaniu. Jestem tam perkusistą, ale moja twórczość obejmuje również gitary, wokale i orkiestrę

Album ukaże się na Dzień Dziecka tego roku, będę informował, gdy opublikujemy więcej muzyki


Jeśli ktoś jest zainteresowany, to tak będzie wyglądała okładka naszego albumu:

Okladka prezna wydajecie to w wytworni czy na wlasna reke? Polaczenie delikatnych brzmien z ostra gitara czy dynamiczna perkusja daje imponujacy efekt Beda jakies damskie wokale?

Okladka prezna wydajecie to w wytworni czy na wlasna reke? Polaczenie delikatnych brzmien z ostra gitara czy dynamiczna perkusja daje imponujacy efekt Beda jakies damskie wokale?

Tak powinna wyglądać recenzja! W moim przypadku spełniła swe zadanie, bo obejrzałem ten trailer.


Cześć, zgadzam się z z przedmówcą, dzięki za opinię!

Płytę wydajemy na razie samodzielnie, damskich wokali nie będzie, za to na pewno będzie się działo więcej w męskich :>
Gitara robi swoje?
A robicie wersje fizyczna? w cdlabel. info mozesz sobie takie sprawic =

A robicie wersje fizyczna? w cdlabel. info mozesz sobie takie sprawic =]

Robimy w digipackach, są już przygotowywane. Ale dzięki za info
mozna zapytac o te digipaki, w jakiej firmie robicie?
(my nie mamy tego w ofercie z przyczyn technicznych, ale ostatnio ta opcja jest bardzo modna i chcialabym sie od razu zorientowac jak to teraz cenowo wychodzi )
Osobiście jestem wrogiem digipaków. Jewel case są dużo lepsze, przynajmniej wydają się wytrzymałe - no i jak mi się połamie, to wymieniam go na taki za 2zł ze sklepu i mam. dnia Śro 18:10, 22 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Dlaczego?
Już napisałem - są niewymienialne i sprawiają strasznie liche wrażenie.
Bo jak mosz wilkoć w doma, to ci te kartóny nasiunkajo i je szczela cholera.
To swojo drogo, mi pios wyżero płyty i żułeli już nie gryzio, bo mu sie powbijało w ryło roz i musiołem do dóktora zwierzyncego jechoć, to już mu się odechciło.
ja tez uwazam, ze digipaki sa malo trwale a o drozsze od zwyklych slimow czy boxow, a jak sie zniszcza to i tak trzeba przelozyc plytke do pudelka a okladek sie juz nie ma bo sa bezposrednio na kartonie nadrukowane, jednakze teraz to hit =p Niektorzy uwazaja, ze ze wzgledow ekologicznych (ale przeciez te kartoniki sa wzmocnione laminatem a miedzy papierem sa tworzywa sztuczne ktore utwardzaja papier i zwykle plytke zaczepia sie na gapce lub plastiku przymontowanym do kartonika co tez rozkalda sie latami. Fakt, ze na poczatku wyglada to calkiem ladnie i jesli chce sie takie plytki rzucac w tlum np na koncercie to czlowiek sie w mniejszym stopniu stresuje, ze komus zniszczy oko albo ucho =p
Często jest że ktoś słowem złym zabija tak jak nożem i wydaje standardowe opakowania droższe od digipacków i wtedy stawiam na digi.
Mój brat oddaje takie parom młodym i nie wyglądają licho, poza tym nie rysują się tak łatwo.
No, różnic między digipackami, a jewel case'ami jest więcej. Digipack się wolniej starzeje, ponieważ plastik się rysuje, kurzy oraz przeciera, traci swoją przezroczystość.

Poza tym digipacki mają więcej opcji, jeśli chodzi o układ składania, można go składać nie tylko jak książkę, ale też na boki, do góry, do dołu, takie origami, co daje więcej swobody przy projektowaniu opakowania. Kolejna sprawa, to papier, który można tłoczyć, posrebrzać, nadawać fakturę - rzadko się to stosuje w plastikach, bo po co, skoro wszystko jest za plastikiem. No i do standardowego plastiku trudniej upchnąć książeczkę jakąś, z resztą często się ona szarpie przy którymś wkładaniu - wyciąganiu.

Trwałość digipacka to kwestia o tyle dyskusyjna, że w sumie zabezpieczanie materiału, którym jest zwykle karton 300g, folią sprawia, że są one odporne na takie rzeczy jak zalanie herbatą, czy szuranie po ścianie. No, ale do pewnego momentu, bo folia też się zedrze w końcu..

Wszystko to jednak zależy od gustu i tego, jak się obchodzi właściciel z kupionym albumem. Niektórych interesuje tylko i wyłącznie muzyka, nie?

Co do pytań o ceny, to teraz standardowe digipacki robi się powyżej 5zł/szt, tyle mogę od siebie powiedzieć
Z reguły też nie lubię digi ale bywa, że jest zrobiony tak dobrze, i zarazem trwale, że jakoś przestaje mi to przeszkadzać. Wszystko jest względne.
5/szt to calkiem przestepnie "D
Tak BTW to chyba płyty kompaktowe są jednymi z najbardziej "przecenionych" produktów, jeżeli chodzi o stosunek cena detaliczna- koszt wytworzenia. Licząc wszystko to razem z nagraniem i całym gównem, płyta znanego wykonawcy, kosztująca w Empiku 60zł, jest produkowana za złotych może 10, na sztukę, 500% marży, ostra jazda.
Poniekąd to wina piracenia na potęgę.

Tak BTW to chyba płyty kompaktowe są jednymi z najbardziej "przecenionych" produktów, jeżeli chodzi o stosunek cena detaliczna- koszt wytworzenia. Licząc wszystko to razem z nagraniem i całym gównem, płyta znanego wykonawcy, kosztująca w Empiku 60zł, jest produkowana za złotych może 10, na sztukę, 500% marży, ostra jazda.

Zależy od ilości, bo jak nagrywasz longplaya i produkujesz 1000 sztuk, to czasem sprzedając połowę nawet nie wyjdziesz na zero.
Tylko że znani wykonawcy nie sprzedają 1000sztuk, a kilkadziesiąt tysięcy, dlatego pisałem o znanych wykonawcach. A piracenie raczej ma na to mały wpływ, bo gdyby płyty były tańsze, to i mniej bym piracił, a taka sytuacja jest od zawsze (w sensie od kiedy istnieje CD, bo winyl jest droższy w wytworzeniu). No i raczej nawet gdyby płyty były połowę tańsze, to i tak wszyscy by wychodzili na swoje.
No tak, produkcja LP jest dużo droższa. Mimo wszystko CeDeki głównie zyskują na 'zawartości' - oczywiście wiadomo, że sztukę wycenić się da
Oto tracklista utworów, które będą na płycie:

1. Regnis
2. Carnivores
3. Prism
4. Sculptor

Ich fragmenty można usłyszeć w trailerze!

Duzi wykonawcy mają zupełnie inaczej generowany przychód i cena płyt jest regulowana przez wytwórnie. Możliwe, że można mieć do nich o to pretensje
Tylko, że fakt, że ludzie piracą oznacza, że część potencjalnych nabywców nie kupuje płyt. Stąd są "straty", które należy sobie odbić w cenie. To działa w obie strony. Poza tym, wśród piratów są ludzie, którzy woleliby legalnie i czasami coś kupią, a są ludzie, którzy w ogóle mają to w dupie i biorą co się da. Tak w ogóle to ja przeważnie nie daję za CD więcej niż 30 zł.
POTENCJALNY NABYWCA to wymysł tak pojebany, że szkoda gadać. Osoba, która pobrała album to NIE jest potencjalny nabywca, tylko osoba, która pobrała album.

Tylko, że fakt, że ludzie piracą oznacza, że część potencjalnych nabywców nie kupuje płyt. Stąd są "straty", które należy sobie odbić w cenie. Oni chcą, żebyśmy tak myśleli!

Osoba, która pobrała album to NIE jest potencjalny nabywca, tylko osoba, która pobrała album. Dlaczego? Jak jej się spodoba, to sobie zostawia na dysku. Czyli chciałby mieć płytę. Czyli gdyby nie dało się jej inaczej zdobyć, kupiłaby płytę.
O ile zostawia, czyli dajmy na to 1/10 pobierających. Albo i mniej - to jest nie do oszacowania. Zresztą, może nie zostawić na dysku, a nadal słuchać, np. z YT - to nie jest potencjalny kupujący? Przecież słuchając z YT nawet 'nie pobierasz' (w sumie pobierasz, ale różnica jakaś-tam teoretycznie jest), więc nie jesteś potencjalnym kupującym. Czy ludzi, którzy kiedyś sobie zgrywali kasety z radia też można nazwać złodziejami? Jakoś kiedyś nikt tego tak nie widział, podejrzewam, że to przyszło razem z lepszą dostępnością i 'desantem' kultury zachodniej, a w tym części zachowań.
Co. Jakiej kultury zachodniej.
I tak Wy piraci sie w piekle spalicie.
Jak się otworzyliśmy na USA potem, to i takie głupotko prawne przylazły do nas. Może, nie wiem. Kiedyś złodziejem nie nazywało się człowieka co sobie z radia zgrywał, a obecnie to piractwem jest nazywane - nazywało się? Słyszałem, że nie.
Kiedyś piractwem było kopiowanie i rozpowszechnianie płyt w celach zarobkowych, a teraz to chuj ich wie, bo nie wiem jak niby zarabia zią co wrzuca muzykę na net. Poza tym, to zdecydowana większość ludzi, którzy interesują się muzyką (czyli słuchają jej dużo, a więc i dużo ściąga) zarówno płyty ściąga jak i kupuje, dziś już nie ma praktycznie ludzi którzy tylko kupują, albo tylko ściągają (tacy są, ale to gatunek tych co "a fajna nuta była w radio, poszukam se"). Ja tam kupuję płyty w miarę możliwości, ale nawet te co mam na półce z lenistwa słucham z winampa po przegraniu na komputer, kiedyś jak miałem wieżę stereło to słuchałem więcej z płyt, bo wtedy miałem słabe audio w kompie. Do tego nie wiem jakim musiałbym być idiotą, by mogąc sprawdzić czy album mi się podoba, czy jest dobry, przed zakupem, tego nie zrobić. Internet pozwala na rozwój, pozwala słuchać płyt wykonawców których w empiku nie znajdziesz, pozwala na sprawdzenie i szukanie nowych dróg, to wiele ułatwia, myślisz że byśmy sobie tutaj rozmawiali o Magmach i Popol Vuh'ah gdybyśmy mieli swoją wiedzę muzyczną opierać tylko na asortymencie sklepów muzycznych?
O to to, mądre słowa - chociaż w sumie Can w latach '70 zyskało paradoksalnie na czymś takim, jak brak internetu: wytwórnie nie miały pojęcia, jak to się sprzeda, więc wydawały - nie mieli przecież jak przeprowadzić wywiadu, obecnie można (a przynajmniej takie słowa gdzieś czytałem, ma to sens nawet).
Jakkolwiek tego nie nazwiemy i jakkolwiek sie bedziemy z tego tlumaczyc, to korzystanie z tworow muzyka bez jego wiedzy i zgody to kradziez.

Kiedyś piractwem było kopiowanie i rozpowszechnianie płyt w celach zarobkowych, a teraz to chuj ich wie, bo nie wiem jak niby zarabia zią co wrzuca muzykę na net. Poza tym, to zdecydowana większość ludzi, (...) słuchać płyt wykonawców których w empiku nie znajdziesz, pozwala na sprawdzenie i szukanie nowych dróg, to wiele ułatwia, myślisz że byśmy sobie tutaj rozmawiali o Magmach i Popol Vuh'ah gdybyśmy mieli swoją wiedzę muzyczną opierać tylko na asortymencie sklepów muzycznych?

W obecnej chwili ten, kto kopiuje i umieszcza muzykę, filmy i gry w internecie do pobrania zazwyczaj na tym zarabia. Pośrednio, ale przychód z tego jest. Największe wytwórnie, wydawcy i producenci mimo to mają zupełnie przyzwoite obroty, a jak im się wiedzie źle, to dlatego, że wyprodukowali beznadziejną grę lub ktoś celowo firmę doprowadza do upadku. Universal, Sony, Warner i EMI mają się dobrze..

Wzbudzanie poczucia winy u końcowych odbiorców muzyki jest w takiej sytuacji czystym bandytyzmem...

Ale są też wytwórnie niezależne, które zajmują ponad 20% rynku i mają pod skrzydłami niewielką liczbę zespołów. Są też zespoły niezależne, które wydają wszystko samodzielnie (tak jak my). I tutaj sytuacja się już trochę upraszcza - jeśli chcesz, żeby dana grupa wydawała więcej muzyki, to ją wesprzesz, jeśli nie - zgarniesz ich muzykę za darmo.

I to właśnie samodzielne zespoły albo małe wytwórnie faktycznie odczuwają skutki pobierania ich muzyki z netu, ale nikt ich nie słyszy, bo media są "opanowane" przez kogo innego.

Każdy jest tak samo chciwy i każdy ma prawo do pieniędzy za swoją pracę, ale tylko wtedy gdy ta praca jest coś warta... a ile jest warta, to już ocenią jej odbiorcy.

Skutek internetu jest taki, że wartością już nie jest osłuchanie się w dużej liczbie zespołów albo słuchanie czegoś mniej popularnego od innych. Dla tych, którzy czują dużą potrzebę słuchania muzyki największą wartością powoli się staje jakość nagrania wykraczająca poza możliwości MP3 oraz "coś swojego" pod postacią unikalnej kolekcji, która może być czymś trudnym, ale nadal możliwym do osiągnięcia. I wcale nie dotyczy to już wyłącznie audiofilów!

Dlatego uważam, że CD nadal jest czymś więcej wartym od MP3, które w takim porównaniu wypada jak najgorsze fryty z 3-tygodniowego oleju z najgorszym ketchupem śmierdzącym potem i fajkami w opozycji do kurczaka po pekińsku w oleju sezamowym

O ile zostawia, czyli dajmy na to 1/10 pobierających. Albo i mniej - to jest nie do oszacowania.
Zresztą, może nie zostawić na dysku, a nadal słuchać, np. z YT - to nie jest potencjalny kupujący? Przecież słuchając z YT nawet 'nie pobierasz' (w sumie pobierasz, ale różnica jakaś-tam teoretycznie jest), więc nie jesteś potencjalnym kupującym.
Czy ludzi, którzy kiedyś sobie zgrywali kasety z radia też można nazwać złodziejami?
Kiedyś piractwem było...
Jakkolwiek tego nie nazwiemy i jakkolwiek sie bedziemy z tego tlumaczyc, to korzystanie z tworow muzyka bez jego wiedzy i zgody to kradziez. W grach rpg Twoja postać zawsze ma charakter praworządny czy mi się wydaje?

Strain, zniszczyłeś swoją wypowiedź tanią reklamą.

Jakkolwiek tego nie nazwiemy i jakkolwiek sie bedziemy z tego tlumaczyc, to korzystanie z tworow muzyka bez jego wiedzy i zgody to kradziez.
Nie wiem po co powtarzać podobne bzdety.
Kradzież zwykła ma kilka aspektów:
1. Okradziony traci przedmiot kradzieży. Naruszenie czyiś praw do kopiowania utworu nie pozbawia ani samego utworu, ani prawa do kopiowania.
2. Kradzież zwykła jest czynem świadomym. Pirackie kopie możesz mieć nawet bez wiedzy o tym, że nabyłeś je w sposób nielegalny.
3. Fakt kradzieży nie jest uzależniony od łatwości jej przeprowadzenia. Nie jest istotne, czy ktoś zwinął ci forsę ze stołu czy z kieszeni. Natomiast piractwo owszem. Nikt cię nie będzie ścigał, gdy przepiszesz odręcznie książkę z biblioteki, albo zagrasz nuta w nutę utwór usłyszany w radio na własny użytek. Ale gdy dokonasz kserokopii albo wypalisz CD-R z zawartością płyty - już jesteś złodziejem.

Generalnie problem piractwa polega na tym, że przemysł muzyczny wytworzył produkt, który go samego zabił - muzyka zapisana w formacie cyfrowym, której możesz stworzyć nieskończenie wiele kopii znikomym kosztem. Zwykły przedsiębiorca-szaraczek rezygnuje z produkcji nieopłacalnych rzeczy. Natomiast przedstawiciele przemysłu muzycznego uznali, że trzeba zmienić prawo - czyli de facto zatrudnić policję i sądy by za pieniądze podatnika chroniły ich interesy. Przedstawiciele przemysłu muzycznego w związku z tym prowadzą podwójną grę - z jednej strony piractwo napędza popularność różnym gwiazdkom. Z drugiej zaś trzeba wymusić na tych o bardziej wrażliwym sumieniu, aby te płyty kupowali. Więc to całe gadanie o kradzieży to szczyt hipokryzji.

W ogóle tak na dobrą sprawę wielki przemysł muzyczny nie jest nikomu do niczego potrzebny. Ludzie bawiliby się równie dobrze przy lokalnych gwiazdach wsi Cicibór Wielki, jak i przy światowej sławy Rihannie. A przy okazji zamiast jednej mega-gwiazdy zarabiającej na nowe Porsche byłoby wiele gwiazdeczek, które mogłyby w przyjemny dla siebie sposób zarobić na chleb dla swojej rodziny. Nie ma najmniejszego powodu aby muzyka pop miała globalny zasięg i aby taki stan wspierać prawnie. A do wydawania muzyki dla pasjonatów wystarczą małe wytwórnie tworzone również przez innych pasjonatów, jak choćby ReR.

Jakkolwiek tego nie nazwiemy i jakkolwiek sie bedziemy z tego tlumaczyc, to korzystanie z tworow muzyka bez jego wiedzy i zgody to kradziez.

Masz rację, dlatego zawsze jak odpalam film na youtubie a w tle leci Kazik, wyciągam telefon i dzwonie do niego pytać się czy mogę słuchać.
Menelkir, a jeżeli ktoś z ekipy umarł (dajmy na to, Zappa)? Jak mam mu wtedy spłacić dług? Chyba jedyne co mi zostaje, to szerzenie świadomości na jego temat i polecanie innym tej muzyki, co może mieć dalsze skutki (chociażby ktoś może się zainspirować), niż zainkasowanie 60zł przez osoby, które obecnie są beneficjentami z praw autorskich.

Tak na dobrą sprawę, to wolałbym spędzić czas ucząc się czyjegoś natywnego języka, przyjechać do niego, wręczyć mu odpowiednio wyskalowaną kwotę do łapy i powiedzieć 'dzięki, stary, za tyle zajebistych przeżyć', uściskać dłoń i mieć satysfakcję z faktu, że doceniłem faceta i o tym wie. dnia Nie 11:29, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy

Jakkolwiek tego nie nazwiemy i jakkolwiek sie bedziemy z tego tlumaczyc, to korzystanie z tworow muzyka bez jego wiedzy i zgody to kradziez.

Masz rację, dlatego zawsze jak odpalam film na youtubie a w tle leci Kazik, wyciągam telefon i dzwonie do niego pytać się czy mogę słuchać.

Śmiesznie. To, że waga tej "kradzieży" jest mała niczego nie zmienia. Oczywiście wiadomo, że dla samego artysty nie pozwolenie na wstępne przesłuchania jest szkodliwe, szczególnie jeśli nie wyrobił sobie marki, gdyż nikt w ciemno nie będzie wydawał na to kasy. I prawdą też jest wspomniane przez kobaina balansowanie wytwórni muzycznych między pozwalaniem na piractwo w celach promocyjnych, a ściganiem za piractwo.
Dla mnie takim najbardziej optymalnym rozwiązaniem w kwestii piractwa jest to, które użyli ludzie z CDProjektRed przy wydaniu Wiedźmina 2, mianowicie: zablokowali go do dnia premiery, a potem po dwóch tygodniach znieśli ograniczenia i praktycznie na jednej kupionej płytce mogło grać całe osiedle, co więcej regularnie dodawali (za darmo) nowe dodatki, wszystko z myślą o konsumencie, w wyniku tego bardzo dużo osób poczuło się zobligowanymi do zapłacenia za usługi świadczone przez ekipe (bo najnormalniej w świecie było im głupio). Myślę że podobnie jest wśród osób słuchających muzyki, płacą za to co im się podoba (wcześniej sprawdzając to sobie w necie) i płacą jak chcą wesprzeć pewnych artystów i sprawują nad nimi taki mini mecenat, jak dla mnie jest to najoptymalniejsze wyjście. Ok.

Ale wyobraźmy sobie muzyka, który nie widzi tego w taki sposób i zaznacza, że sobie nie życzy w żadnej formie piractwa jego dzieł. Powtarzam, w tej sytuacji piractwo, jakkolwiek byście sobie tego nie nazwali jest pasożytowaniem na pracy pewnej osoby (i racja, termin wcześniej przeze mnie użyty w bezpośrednim znaczeniu faktycznie nie oddawał sprawy, ale myślę że jego użycie było oczywiste, więc nie bawmy się w słówka).

Wiadomo, że to jest nierealne płacić za wszystko czego się słucha, a zestawiając to z praktycznie nieograniczonym dostępem do muzyki, nikogo nie dziwi zjawisko piractwa. Ale do cholery, pamiętajmy przynajmniej co to jest, bo w niektórych wypowiedziach widzę próbę całkowitego jego wybielenia, a możliwość słuchania jakiejkolwiek muzyki za darmo za jakieś niezbywalne prawo człowieka.

Edit: w RPG'ach gram prawie zawsze Chaotycznie Dobrym na przemian z Neutralnie Złym.
Możliwość poznawania kultury (a w tym słuchania jakiejkolwiek muzyki za darmo) jest wpisana do praw człowieka, z tego co pamiętam. Nie wybielam tu (rzekomych) piratów, ale termin 'pirat' jest tak naprawdę tak kurewsko kontrowersyjny i nieaktualny, że aż głupi.
Robert Fripp jest na NIE w kwestiach nawet udostępniana okładek na last.fm - nie dlatego, że go okradajo, tylko raczej, z tego co pamiętam, chłop jest zdania, że pobieranie muzyki nie wiąże się z takimi przeżyciami jak jej kupowanie. A mimo wszystko jest to bezsensowna batalia, bo i tak te same okładki krążą w postaci hi-res w internecie.

Na piractwie najwięcej tracą duży 'arthyschi' (jak jakieś Ruhanny), bo wiele osób pobiera i słucha jednego utwora - a zarazem tyle osób marnuje na to gotówkę, że piractwa nie widać.

Żyłbym w innym kraju niż Polska to sypałbym gotówką na lewo i na prawo, bo po prostu byłoby mnie na to stać. Mamy tak chory stosunek zarobków do cen, że - tak, owszem, da radę kupować - to już się w głowie nie mieści, na dodatek import z zagranicy też kosztuje swoje - bo € jest drogie.

Przypominam o tej sprawie: http://www.huffingtonpost.com/2013/03/18/jammie-thomas-rasset-supreme-court-illegal-downloading_n_2902093.html. Jeżeli to nie jest chore, to tak samo ekstremiści islamscy są w pełni sił umysłowych. dnia Nie 16:28, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy

Możliwość poznawania kultury (a w tym słuchania jakiejkolwiek muzyki za darmo) jest wpisana do praw człowieka, z tego co pamiętam.

Powaga? Śmiesznie, czyli teraz zabiorą mi dziecko jak nie będę z nim chodził na regularne koncerty Pendereckiego?
Masz do tego prawo, co nie znaczy, że musisz. Nie poświadczę teraz, że taki wpis istnieje odpowiednim linkiem, ale tak mi się wydaje.

Nikomu nie chodzi o prawa artysty, to tylko szukanie reszty swoich pieniędzy przez wytwórnie - to już nie kwestia etyczna, a zarobkowa. dnia Nie 16:33, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy

Wiadomo, że to jest nierealne płacić za wszystko czego się słucha, a zestawiając to z praktycznie nieograniczonym dostępem do muzyki, nikogo nie dziwi zjawisko piractwa. Ale do cholery, pamiętajmy przynajmniej co to jest,
No właśnie co to jest? Bo kradzież chyba jednak nie.
Generalnie problem jest inny - jeżeli szanuję jakiegoś twórcę, a on się nie godzi, to w ramach szacunku powinienem albo przystać na jego warunki albo przestać go słuchać. W wypadku takiego Hołdysa proponuję to drugie rozwiązanie, bo facet niczego tak wartościowego nie nagrał, aby robić teraz za wielki autorytet w kwestii muzyki rockowej.

Ciekawą sprawą jest to, że najbardziej krzyczą łapaj złodzieja twórcy jakiejś tandety. Nie przypadkowo chyba wiceprezesem Zaiksu była swego czasu baba pisząca scenariusze to telenowel. Ale z drugiej strony takie disco-polo radziło sobie bez ochrony ZAIKSÓW. Więc jakiejś ścisłej reguły, że im większy badziew, tym twórca bardziej poszkodowany tu też nie ma.
W Międzynarodowym Pakcie Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych z 1966, którego Polska jest stroną jest zapis, który gwarantuje UCZESTNICTWO w życiu kulturalnym. Darmowy dostęp to jakaś głupota.
A, czyli tak to było.

Swoją drogą, pomysł 'licencji' - chory czy nie chory? Formalnie, jakby mi nad głową stała kontrola, to jak se kupiłem film to nawet go znajomym nie mogę pokazać - fajnie, prawda? dnia Nie 16:54, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy

Wiadomo, że to jest nierealne płacić za wszystko czego się słucha, a zestawiając to z praktycznie nieograniczonym dostępem do muzyki, nikogo nie dziwi zjawisko piractwa. Ale do cholery, pamiętajmy przynajmniej co to jest,
No właśnie co to jest? Bo kradzież chyba jednak nie.

Tak jak napisałem, w pewnym stopniu pasożytowanie na pracy.
Rozumiem, że większość z artystów żyje ze sztuki, ale w takim razie jest to praca czy sztuka? Tu mam największy dylemat. Tworzę sztukę, to praktycznie chyba chcę, żeby ludzie to zobaczyli - pracuję, czyli chcę za to wynagrodzenie, jednocześnie ograniczając ludzi, którzy potencjalnie to zobaczą - to tylko ja czuję taki dysonans?

Dlaczego mogę oddać książkę do biblioteki i ludzie mogą ją potem czytać?

I będzie śmiesznie, jak drukarki 3D się upublicznią: będziemy mogli drukować sobie rozmaite przedmioty, które ktoś sobie kiedyś wymyślił i sprzedawał. Czy będzie to kradzież? Przecież powstanie po prostu więcej 'tych przedmiotów' - kradzież projektu? Niekoniecznie, bo ktoś może wprowadzić malutkie zmiany (albo np. na tyle duże, żeby nie podlegało pod patent) i to wtedy jest już jego koncept, a jak udostępni go pod licencją GNU czy coś, to mogą mu naskoczyć. dnia Nie 17:19, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 4 razy

Tak jak napisałem, w pewnym stopniu pasożytowanie na pracy.
A jak nazwiesz nalot kontrolerów ZAIKSU na fryzjera, którzy żądają tantiem, bo fryzjer puszcza radio i klienci mogą słyszeć puszczaną tam muzykę? Ja to nazywam gangsterką.
I dopóki praw twórców będą bronić różne paramafijne organizacje, dopóty będę miał gdzieś gadanie o etycznych aspektach "piractwa".
Ja się czuję winny piractwa, jak pobieram coś np. z Soleil Zeuhl, bo tamte rzeczy kupić powinienem. Dlaczego? Bo kasa wędruje do twórcy, a przynajmniej mam 90% pewności, że tak jest. Nieetycznym jest ściąganie wytworów małych wytwórni, przyznaję.

Te przykłady z ZAIKSem to nic innego, niż właśnie gangsterstwo, pod maską organizacji strzegącej prawa, oczywiście. I interes nie jest po stronie artystów (bo pewnie oni się cieszą, że ten fryzjer słucha tego a tego, że mu to się podoba).

A, i jeszcze naszło mnie co innego: dajmy na to, zakładam tracker z muzyką. Wydaję na to grube pieniądze (sprzęt, internet, inne), nie zarabiam na reklamach. Jestem złodziejem? Przecież nie zarabiam na tym procederze. Tylko pomagam innym w zaopatrywaniu się takową - czy zarobkiem jest po prostu fakt, że nie wydałem grosza? Nikt na tym nie stracił (bo ich muzyka nadal jest wszędzie bezproblemowo dostępna), nikt na tym nie zyskuje, poza faktem, że mógł posłuchać. dnia Nie 17:26, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 4 razy

Tak jak napisałem, w pewnym stopniu pasożytowanie na pracy.
A jak nazwiesz nalot kontrolerów ZAIKSU na fryzjera, którzy żądają tantiem, bo fryzjer puszcza radio i klienci mogą słyszeć puszczaną tam muzykę? Ja to nazywam gangsterką.
I dopóki praw twórców będą bronić różne paramafijne organizacje, dopóty będę miał gdzieś gadanie o etycznych aspektach "piractwa".

No i spoko, też tak uważam, ale nie odnosiłem się przecież do poczynań tychże organizacji.

I interes nie jest po stronie artystów (bo pewnie oni się cieszą, że ten fryzjer słucha tego a tego, że mu to się podoba).
Niezupełnie. Jest po stronie Beyonce, która aby wystąpić potrzebuje mieć w garderobie fabrycznie nowy klozet i czerwony papier toaletowy, jest po stronie Hołdysa, który chciałby aby jego spadkobiercy przez 75 lat odcinali kupony od nagranej w młodości płyty. Ja nie mam najmniejszej wątpliwości, że załamanie się przemysłu muzycznego skończyłoby się upadkiem wielu karier. Tyle że uważam, że wraz z tymi karierami świat by się nie zawalił, a to, co powstałoby na ich gruzach byłoby prawdopodobnie lepsze.

A to lepsze wyglądałoby tak, że muzyka rozrywkowa miałaby charakter bardziej lokalny - w stylu: oto grajki przyjeżdżają do wsi, dadzą koncert, sprzedadzą parę płytek i zarobią trochę grosza. Natomiast muzyka mniej rozrywkowa byłaby dla pasjonatów - dzięki niej funkcjonowałyby kluby, a małe wytwórnie wydawałyby ich dzieła.
Masz rację. Jest po stronie grubych ryb I wytwórni, a mniejsi i tak nic z tego nie mają.

Inne pytanie: płyta jest udostępniona jako "Name Your Price" na bandcampie lub gdzieś. Płacę za nią 0,01$, bo tak mi się zachciewa. Wysyłam artyście sygnał, że w ogóle go nie cenię(i wykorzystuję fakt, ze działa w dobrej wierze), czy wysyłam mu wiadomość, że daję małe pieniążki, ale doceniam? Chyba takie małe kwoty są nawet bardziej nieetyczne, niż kradzież - bo jest to leczenie własnego sumienia.


tyle ode mnie. dnia Nie 17:43, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 3 razy

Swoją drogą, pomysł 'licencji' - chory czy nie chory? Formalnie, jakby mi nad głową stała kontrola, to jak se kupiłem film to nawet go znajomym nie mogę pokazać - fajnie, prawda? To akurat możesz zrobić w ramach dozwolonego użytku własnego.
http://www.prawoautorskie.pl/art-23-dozwolony-uzytek-osobisty
A gdybym mógł udowodnić, że znam te 100 osób, które ode mnie utwór pobrało, to jestem złodziejem?

Podsumuję tylko z góry swoje poglądy i wypadam z tematu, bo chyba nic nowego nie napiszę:
- nie jestem zwolennikiem tego, że koszt CD jest żaden - materiał, który jest na płycie, nieraz kosztował dosyć dużo (wyżywienie członków zespołu, utrzymanie przez czas nagrywania etc. etc.) - wyprodukowanie płyty to zerowe koszty, ale muzycy jednak muszą z czegoś żyć
- nie chcę uprzedmiotowienia muzyki - dlaczego sztuka ma być wyceniana? przecież nie ma jedynego słusznego wzorca do wyceny wartości czegokolwiek. Obecnie ludzka praca, która generuje najwięcej, jest strasznie niedoceniana (głównie w Polsce, ale to chyba tendencja rosnąca)
- jednocześnie, nie rozumiem tego bólu dupska z powodu domniemanej krzywdy - nikomu nie ukradłem materiału, nie nazwałem go swoim, strata jest DOMNIEMANA. Nikt nie potwierdzi tego, że materiał z płyty bym kupił.
- książkę wolno oddać do biblioteki i ludzie będą sobie mogli ją czytać. dlaczego z muzyką jest inaczej? dobre pytanie.
- artyści nieżyjący zasługują na mój szacunek w postaci rozpowszechniania ich imienia i dzieł jak najdalej i w jak najlepszym tonie. Nie mogę im dać pieniędzy, więc mogę się łudzić, że rozprowadzanie dobrego imienia o nich jest rekompensatą za świetną twórczość.
- uważam za nieetyczne wykorzystywanie małych wytwórni, które się utrzymują jedynie z groszowych dotacji i małej liczby zakupów.
- uważam, że DUŻE wytwórnie, które okradają artystów gorzej niż piraci, powinny upaść.
- dzielenie się sztuką, na którym to dzieleniu nie zarabiam, nie jest zbrodnią. niby dlaczego miałoby być?
- dozwolony użytek? Okej, poszerzę swoje kontakty osobowe na kolejne 100/200 osób, które to, co wrzuciłem, pobrało. Jedynym warunkiem są jakieś relacje, znajomość, tak? Brzmi dobrze.

Ciekawostka: http://www.bangstyle.com/2011/12/riaa-pirated-9-million-worth-of-dexter/ dnia Nie 18:27, 26 Maj 2013, w całości zmieniany 3 razy

przecież nie ma jedynego słusznego wzorca do wyceny wartości czegokolwiek.
A gdybym mógł udowodnić, że znam te 100 osób, które ode mnie utwór pobrało, to jestem złodziejem? Tak, tylko że musisz ich znać tak lepiej. Tam jest mowa o stosunku osobistym.
Cena ustalona przez wolny rynek, okej, ale dlaczego osoba X (nie będąca twórcą elementu Y - ważne!) wycenia element Y na np. 80zł? Rozumiem, że patrzenie ' bo tak chce ' ma sens, bo w końcu to osobiste, ale pewnie w wielu wypadkach to kompletnie jest odrealnione.

Ten stosunek osobisty... Szkoda.
Wycenia na tyle, ile jest skłonny zapłacić konsument.


- nie jestem zwolennikiem tego, że koszt CD jest żaden - materiał, który jest na płycie, nieraz kosztował dosyć dużo (wyżywienie członków zespołu, utrzymanie przez czas nagrywania etc. etc.) - wyprodukowanie płyty to zerowe koszty, ale muzycy jednak muszą z czegoś żyć


- nie chcę uprzedmiotowienia muzyki - dlaczego sztuka ma być wyceniana? przecież nie ma jedynego słusznego wzorca do wyceny wartości czegokolwiek. Obecnie ludzka praca, która generuje najwięcej, jest strasznie niedoceniana (głównie w Polsce, ale to chyba tendencja rosnąca)


- jednocześnie, nie rozumiem tego bólu dupska z powodu domniemanej krzywdy - nikomu nie ukradłem materiału, nie nazwałem go swoim, strata jest DOMNIEMANA. Nikt nie potwierdzi tego, że materiał z płyty bym kupił.


- książkę wolno oddać do biblioteki i ludzie będą sobie mogli ją czytać. dlaczego z muzyką jest inaczej? dobre pytanie.


- artyści nieżyjący zasługują na mój szacunek w postaci rozpowszechniania ich imienia i dzieł jak najdalej i w jak najlepszym tonie. Nie mogę im dać pieniędzy, więc mogę się łudzić, że rozprowadzanie dobrego imienia o nich jest rekompensatą za świetną twórczość.


- uważam za nieetyczne wykorzystywanie małych wytwórni, które się utrzymują jedynie z groszowych dotacji i małej liczby zakupów.


- uważam, że DUŻE wytwórnie, które okradają artystów gorzej niż piraci, powinny upaść.


- dzielenie się sztuką, na którym to dzieleniu nie zarabiam, nie jest zbrodnią. niby dlaczego miałoby być?


- dozwolony użytek? Okej, poszerzę swoje kontakty osobowe na kolejne 100/200 osób, które to, co wrzuciłem, pobrało. Jedynym warunkiem są jakieś relacje, znajomość, tak? Brzmi dobrze.


Skoro potrzebujesz do tego wytłumaczenia, to już tylko świadczy o tym, co Ty myślisz o tym działaniu..
Artyści mają dużo lepsze zarobki na koncertach niż na płytach, bo z płyt kupa kasy rozchodzi się po dupie, dlatego lepiej chodzić na koncerty niż kupować płyty, gdybym nie ściągnął z internetu muzyki, pewnie nie poszedłbym na koncert. Pewnie rozwiązania są różne, czasem jest to % od biletów, czasem pewnie stała stawka, ale i tak muzycy najwięcej zarabiają na koncertach, dlatego płakanie o materiał studyjny jest moim zdaniem mocno przesadzone.

aha... no i wyprodukowanie płyty to żaden koszt, nie oszukujmy się, niech zarejestrowanie materiału kosztuje i 20tyś zł (ale nie kosztuje aż tyle, nawet uwzględniając to żeby np płacić pensje na zycie muzykom), a płyta jest produkowana w 50tyś egzemplarzy (niski nakład na znanych muzyków, taki Bowie sprzedał 100tyś sztuk ostatniej płyty w tydzień w GB) , co daje 40gr na płytę, masowa produkcja takiej ilości płyt to pewnie jakieś 2-3zł sztuka, plus kolejne 2-3zł na sztukę dystrybucja (chyba za dużo nawet, bo 100-150tyś to chyba sporo za dużo, ale tak polećmy) i może 2-3zł/sztuka na promocję, co daje około 10zł sztuka i to przy bardzo rozrzutnych obliczeniach i stosunkowo niedużym nakładzie. Więc nawet płyta kosztująca 20zł to już jest 100% marży dla wytwórni. Już nie wspominając że wytwórnie oszukują i wprowadzają w błąd, przykłady? Mam dwie płyt Iana Gilana (solowe), na obu jest napisane że to chuju-muju limited edition, kupiłem je za 15zł na wyprzedaży, a na drugim egzemplarzu był taki sam numer z tego "tysiąca" co jest niby limitowany (wg opisu na okładce) co na moim. Inny przykład też w tym stylu, re-edycja debiutu KAT-a, fajne wydanie, takie ładne, kupiłem sobie nie było drogie, bo kosztowało 40 kilka zł, za 2CD, ale na stronie wydawnictwa i wszędzie było napisane ze limitowana edycja 1000szt, tylko później pół roku w każdym empiku w Warszawie leżało na półkach po 10 sztuk tego wydawnictwa, no sorry, coś nie gra. Może za 20 lat nikt nie będzie pamiętał że "metalmind production" (wydawca płyt Gillana) wydawał "limitowane edycje 1000 sztuk", w 30tyś nakładzie, a ja będę miał szacun na dzielni bo mam niby limitowane edycje albumów, albo sprzedam je za kupę kasy (też oszustwo), ale nie zmienia to faktu, że za takie robienie ludzi w chuja, powinno się olewać kupowanie płyt niektórych wytwórni, bo artysta i tak chuja na tych płytach zarabia tak naprawdę (w stosunku do tego co zarabia wytwórnia).


Chyba się zapędziłeś w generalizowaniu i to bardzo..


Chciałeś go mieć i go masz, więc byś go kupił. Naciągasz pojęcie podaży i popytu. Czy to jednak jest ból dupska, to nie wiem, powoli się zaczynają wszyscy do obecnej sytuacji przyzwyczajać... Kto wie, może wkrótce zarabiać na płytach będą tylko i wyłącznie Ci, którzy na to faktycznie zasługują, nie jakieś Bibery i Rihanny, których znamy z palenia zioła i przesadnego chlania, tylko ludzie utalentowani.


Nie jest, tylko Ci się nie mieści w głowie, że można kupić płytę i ją sprzedać po paru przesłuchaniach... Poza tym książki też już ludzie ściągają z netu, powoli się zaczyna robić pusto w bibliotekach. Słyszałeś o Kindle?


Dziś jest tak pokurwiona sytuacja ekonomiczna, że obiecanie muzykowi, że będziesz dobrze o nim mówił po śmierci za płytę można odebrać za obelgę.


Zgadzam się, choć etykę każdy ma swoją. Jest to raczej po prostu nieuprzejme i to bardzo.


Skoro już są, to mogłyby nagradzać tych, którzy więcej pracują przy instrumentach i wykonują porządną robotę na scenie.

Możliwe, że tak nawet jest i kto wie, czy medialna popularność (czyli twój ryj w MTV co 10 minut) to taka super nagroda za granie..


Nie jest zbrodnią, jest udaremnianiem możliwości zarobienia przez artystę kasy za sprzedaniu czegoś, co on sam może w nieskończoność powielać. To jest teoria, praktyka jest o wiele bardziej skomplikowana. Więc w pewnym sensie to jest jebane skurwysyństwo, a w innym przysługa dla ludzkości.



Skoro potrzebujesz do tego wytłumaczenia, to już tylko świadczy o tym, co Ty myślisz o tym działaniu..

Cóż, po prostu pewne rzeczy są dla mnie dosyć dziwne w tym wszystkim.

Generalnie problem jest taki, że syf robią krowiaste wytwórnie, które po prosty wydają gówno i szukają winnych, oczywiście problemem NIE MOŻE być ich chujowy dobór 'artystuf' - dlatego też czuję się niemoralnie i podle, póki nie mam stabilnego zysku i możliwości kupowania z małych wytwórni, co zacznę robić, jak zacznę zarabiać.
Zeedytowalem posta, a w międzyczasie Filas odpowiedział, sorry dżordże.
Pamiętam był sobie kiedyś taki zespół Open Folk, grający tradycyjną muzykę celtycką. Było ich wszędzie pełno, więc bardzo łatwo było się załapać na koncert, wejście kosztowało parę złotych, za drugie parę złotych można było kupić kasetę lub płytę. I chyba musieli wychodzić na swoje, bo te kasety widziałem w każdym domu.
Ktoś powie, no ale to nie jest nic nadzwyczajnego, kilku gości z piszczałkami i bębenkami grający prostą muzykę. Tyle, że większość rynku to też nie jest nic nadzwyczajnego - znane od lat patenty i kilka akordów na krzyż. Więc czy można się sprzedawać po przystępnych cenach? Można!

Ja mam trochę podobnie jak koledzy. Nie łudźmy się, gdyby nie muzyka udostępniona w internecie nie poznałbym większości tego, czego obecnie słucham. Byłbym skazany na kupowanie płyt rekomendowanych mi przez trójkowych znafcuf w stylu Kaczkowskiego, Kosińskiego i ska. Mam też poczucie zaciągniętego kredytu, w wypadku, gdy płyta mi się spodoba na tyle, że muszę ją mieć, to wypatruję okazji, żeby ją nabyć. Oczywiście, mam kredyt jeszcze u wielu wykonawców, ale stopniowo, w miarę przypływu gotówki, półka się zapełnia oryginałami.

Już nie wspominając że wytwórnie oszukują i wprowadzają w błąd, przykłady? Mam dwie płyt Iana Gilana (solowe), na obu jest napisane że to chuju-muju limited edition, kupiłem je za 15zł na wyprzedaży, a na drugim egzemplarzu był taki sam numer z tego "tysiąca" co jest niby limitowany (wg opisu na okładce) co na moim. Inny przykład też w tym stylu, re-edycja debiutu KAT-a, fajne wydanie, takie ładne, kupiłem sobie nie było drogie, bo kosztowało 40 kilka zł, za 2CD, ale na stronie wydawnictwa i wszędzie było napisane ze limitowana edycja 1000szt, tylko później pół roku w każdym empiku w Warszawie leżało na półkach po 10 sztuk tego wydawnictwa, no sorry, coś nie gra. Może za 20 lat nikt nie będzie pamiętał że "metalmind production" (wydawca płyt Gillana) wydawał "limitowane edycje 1000 sztuk", w 30tyś nakładzie, a ja będę miał szacun na dzielni bo mam niby limitowane edycje albumów, albo sprzedam je za kupę kasy (też oszustwo), ale nie zmienia to faktu, że za takie robienie ludzi w chuja, powinno się olewać kupowanie płyt niektórych wytwórni, bo artysta i tak chuja na tych płytach zarabia tak naprawdę (w stosunku do tego co zarabia wytwórnia).

Hah, jeśli ktoś zapłacił i dał się zrobić w konia to chyba jego wina, prawda? Zaraz będziemy wchodzić w sprawy ekonomiczne wytwórni liczyć ich wydatki i ustalać samodzielnie cenę albumów. Przecież na tym gospodarka polega, że sprzedawca chce jak najwięcej zedrzeć z kupującego, a tenże chce za jak najmniej pieniędzy kupić jakieś dobro, no i te dwa sprzeczne ze sobą interesy w jakimś tam punkcie się stykają. Nawet jeśli ktoś przepłaci 300% od takiej "rzeczywistej" wartości dobra to i tak nie jest poszkodowany, bo skoro zapłacił to znaczy, że na tym skorzystał (inaczej by nie płacił). Inna sprawa, że takie wytwórnie robiące w konia ludzi na tym tracą, bo m.in. spada do nich zaufanie i powoli konsumenci się od nich odwracają. W warunkach wolnorynkowych takie cwaniaczki szybko by zostały wyparte przez ludzi pracowitych i szanujących klienta.
Ale wytwórnie mają w gruncie rzeczy oligopol, wejście na rynek jest trudne, więc chuj się zmieni. No i mówienie że jak ktoś się dał oszukać, to jego wina, to trochę jak z tym, że to kobieta prowokuje do gwałtu, nie pierdol. Dalej pisałem że takie wytwórnie powinno się olewać, ale czy ktoś olewa? Nikt.

A ceny płyt w PL są zawyżone, to są fakty, taniej można kupić płytę w GB, niż u nas, więc o czym my mówimy?

No i mówienie że jak ktoś się dał oszukać, to jego wina, to trochę jak z tym, że to kobieta prowokuje do gwałtu, nie pierdol.

Dalej pisałem że takie wytwórnie powinno się olewać, ale czy ktoś olewa?

No i dalej, powinno albo i nie powinno, generalnie jak napisałem zaufanie do takiej wytworni najprawdopodobniej powinno spadać, a więc i sprzedaż, ale w żadnym razie nie musi tak się dziać. Jeśli ktoś dalej będzie chciał być oszukiwany to będzie.
Właśnie o to mu chodziło z tym gwałtem - można się troszkę przyczynić do bycia okradzionym, ale to nadal sprzedawca jest złodziejem, jeżeli rucha kupujących.

Jeśli zawiera umowe (kupuje produkt) w pełni władz umysłowych, to o co chodzi?

Jeżeli na opakowaniu masz informację niezgodną z jego zawartością, to jest oszustwo. Ty w pełni władz umysłowych godzisz się na produkt zgodny z udzieloną Tobie informacją. Nie godzisz się natomiast na bycie oszukiwanym.

A socjalizm wziął się z czego innego. Gdybyś miał w Polsce drugą Somalię, to by żaden Mikke nie pomógł. Przeludnienie i bieda proletariatu, i degradacja miast do robotniczych slumsów, to był poważny problem czasów, gdy powstawały socjalistyczne ideologie. Sytuacja groziła wybuchem różnych rewolucji i innych konfliktów na tym tle, bez względu na to, co akurat teoretycy socjalizmu by zaproponowali. Wtedy naprawdę można było się zastanawiać, czy nie lepiej oddać odrobinę wolności ekonomicznej, by wyłączyć tę tykającą bombę zegarową.

Państwa socjalistyczne natomiast powstały później, w momencie, gdy problem zaczął zanikać, gdy zaczęto konsumować zyski wypracowane w dobie drapieżnego kapitalizmu. I dlatego ta doktryna jest tak beznadziejna, bo realizuje się ją nie po to, by efektywniej zorganizować wymianę towarów i usług, tylko po to, by kolejne osły mogły uszczknąć coś z napełnionego wcześniej żłoba.

Jeśli zawiera umowe (kupuje produkt) w pełni władz umysłowych, to o co chodzi?

Jeżeli na opakowaniu masz informację niezgodną z jego zawartością, to jest oszustwo. Ty w pełni władz umysłowych godzisz się na produkt zgodny z udzieloną Tobie informacją. Nie godzisz się natomiast na bycie oszukiwanym.

No, ale przepraszam, ja zrozumiałem, że wytwórnia wydała 1000 limitowanych edycji, a potem 30 tys. innych z tą samą zawartością, tak?
No to jeśli te dwa wydawnictwa różniły się tym, że np. limitowana edycja miała napisane na wierzchu "limitowana edycja" to dalej jest to limitowana edycja. Chamski zabieg, ale od strony prawnej nie ma się co przyczepić. Natomiast jeśli wydali coś co zapowiadali na 1000 sztuk (i się jakoś prawnie do tego zobowiązali) w ilości przekraczającej tą liczbę, no to do sądu i tyle. Cwaniaków się nie wytępi, a dając jakąkolwiek zgode na "kontrolowanie cwaniactwa" doprowadzi się do odwrotnych niż w zamierzeniu skutków.
Jeżeli wydali coś nazwanego 'limitowaną, numerowaną edycją', to wywołali u kupującego takie coś 'o, będę miał swój własny, unikalnie ponumerowany egzemplarz' - a tu chuj.


Jeśli zawiera umowe (kupuje produkt) w pełni władz umysłowych, to o co chodzi? Myślisz, że skąd się wzięła ta cała socjalistyczna wataha? Bo znaleźli się pseudomądrzy, którzy powiedzieli, że oni lepiej wiedzą od drugiego co dla niego dobre i że oni go ochronią przed samym sobą. Porównanie do kobiety jest nieadekwatne, owszem kobieta ubierając się wyzywająco prowokuje pewne zachowania, ale pełna odpowiedzialność spada za sprawcę gwałtu, nie na nią.


Czyli jak kupię sobie banany w kartonie, a w środku będą pomarańcze to będzie moje wina, że chciałem sobie kupić banana i wprowadzony w błąd kupiłem karton z napisem "Banany, kraj pochodzenia Ekwador", a jak sprawdziłem zawartość po dojechaniu do domu, to się okazało się że w środku są brazylijskie pomarańcze? No kurwa, nowa teoria świata. Ja wiem że to unia europejska wymusiła przepisy o dokładnym opisywaniu produktów na opakowaniu (dzięki czemu raczej nie kupię produktu ser-podobnego, zamiast sera) a ty jesteś z tym co bojkotują wszystko co ma jakikolwiek związek z unią, ale kurwa mać, jak można powiedzieć że jak ktoś mi piszą nieprawdę na opakowaniu, to ja jestem za to odpowiedzialny, że kupiłem nie to co chciałem? Co ty myślisz że przed powstaniem "socjalizmu" nie istniało coś takiego jak oszustwo? Że nikt nie ścigał oszustów?

ps: Nie wiem jak kobieta może "prowokować pewne zachowania", bo mnie tam jakoś nie prowokuje, a gwałcone są zwykle te najmniej wyzywająco ubrane.

[EDIT]
W miedzy czasie powstały posty nowe...

To polegało na tym że wydali powiedzmy 30tyś sztuk, z numerami od 1 do 1000 (po 30 sztuk z tym samym numerem) widziałem 2 płyty z tym samym numerem, moi znajomi także potwierdzają że "limited edition" metalmind'a to lipa i tyle. Natomiast KAT miał być wydany tylko w tym 1000 egzemplarzy, że taki limited, wszędzie tak pisali w internecie, na opakowaniu informacji o tym nie znalazłem, pewnie zobaczyli że dobrze idzie to doprodukowali, ale jak się mówi A to możnaby i powiedzieć B i się nie kompromitować.

[EDIT 2]

Takie coś było na płycie, tylko na drugim egzemplarzu, leżącym na tej samej półce, obok, był taki sam numer:
http://iv.pl/images/74839412235966247090.jpg
Słabo widać, ale tam jest napisane "limited edition to 1000copies No: 0249"
dodajmy że płyty kosztowały po 15zł/szt, bo były na wyprzedaży, więc sorry, ale na całym świecie było tylko 1000sztuk i trafiło na wyprzedaż w Empiku w Warszawie? Ta...
Wyjaśniło się po moim sprostowaniu? Pisałem ogólnie i robiłem pewne skróty myślowe. I tak - miałem na myśli pełne poinformowanie konsumenta, a nie oczywiste oszustwo (jak w przykładzie z pomarańczami). Oczywiście dalej są okazje do cwaniactwa (pisma drobnym druczkiem, nieprecyzowanie etc.), no ale od tego się nie ucieknie nigdy.

Co do płyt, no to w takim układzie jest to jawne oszustwo i jeśli jest na to papier, to do sądu z tym.
O 100% dowody raczej nie łatwo, każdy wie, ale pozwiesz jako szaraczek wytwórnię? No bez przesady, co ja czy ktoś inny może? Może gdybyśmy mieszkali w USA, to by można było walczyć, ale nie w Europie. W USA można pozwać o największą pierdołę, u nas sąd uzna niską szkodliwość i tyle by było z tej sprawy.
Póki co nie zrezygnowaliśmy z digipacka, więc pokażę, jak to będzie wyglądało:

Nie jest źle.
Te wężyki na płycie to plemniki, płomienie czy żyłki na oku?
No, ciekawe pytanie, bliżej im do żyłek, tak mi się wydaje ;p
"Co autor miał na myśli?"
Ja myślę, że to aksony szarych komórek, które wyraźnie są do siebie nie popopdczepiane i nie przekazują informacji, materializując współczesny problem przekomunikowania. Mamy dostęp do milionów informacji i w ogóle żadne z nich do nas nie docierają, gdyż nasz organizm zaczął je filtrować zamiast przyswajać. Nawet kiedy mamy tak dużo informacji (komórek, aksonów) skazani jesteśmy na degradacje intelektualną w erze 'informacyjnej'.
Przykład jak można zinterpretować wszystko, na dowolny sposób.
Nic innego nie miałem na myśli.
ALBUM JEST DOSTĘPNY!

Można już zamawiać album przez nasz sklep internetowy:

strain8.merch.com

Jak ktoś chciałby go otrzymać w inny sposób, to będziemy informować o możliwościach otrzymania płytki
Możesz mi podrzucić za darmo, a ja go za darmo obsmaruje gdzie się da.
Bandcampa sobie załóżcie i tam też oferujcie, dajcie kilka próbek i może ktoś faktycznei na to pójdzie - tak w ciemno nikt tego nie kupi. Chociaż mogę się mylić. dnia Sob 22:23, 01 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
Ja bym chciał wersję w bezstratnym FLACu nagraną na dyskietki 3,5" mam nadzieję, że to nie problem.
To ja chcę na taśmie perforowanej, może być w mp3 320kb/s nie jestem wybredny.

Ja bym chciał wersję w bezstratnym FLACu nagraną na dyskietki 3,5" mam nadzieję, że to nie problem.

Ja to bym wolał 5.25", chociaż nie mam jak tego otworzyć.

To może stratny format bezstratny?
Polecam WAV. Najlepsze jest to, że coś takiego istnieje.
http://wiki.hydrogenaudio.org/index.php?title=LossyWAV dnia Sob 22:55, 01 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 1 raz
Heh mam mnóstwo takich dużych dyskietek w domu i też nie mam jak odtworzyć. W sumie to już nawet 3,5" nie mam jak , chociaż w razie czego chyba mam gdzieś pod łóżkiem odpowiedni napęd.
Obecnie 3,5" to nawet na USB można za grosze kupić.
Fajnie, przyda mi się do słuchania Strain.
Mogłem nie wyrzucać Atari, bym sobie zamówił w limited edition na dużej dyskietce i w 8 bitach.

Możesz mi podrzucić za darmo, a ja go za darmo obsmaruje gdzie się da.
Bandcampa sobie załóżcie i tam też oferujcie, dajcie kilka próbek i może ktoś faktycznei na to pójdzie - tak w ciemno nikt tego nie kupi. Chociaż mogę się mylić.
Ja bym chciał wersję w bezstratnym FLACu nagraną na dyskietki 3,5" mam nadzieję, że to nie problem.
To ja chcę na taśmie perforowanej, może być w mp3 320kb/s nie jestem wybredny.
Mogłem nie wyrzucać Atari, bym sobie zamówił w limited edition na dużej dyskietce i w 8 bitach.

Jakbym dostał takie zamówienie, to w sumie coś byśmy wynegocjowali.

Ciekawe są wasze "oferty", aż każdą po dwa razy przeczytałem.
Polecam też zupełnie niestandardową i obecnie nieznaną metodę sprzedaży, taką jak płyty CD - ktoś w ogóle słyszał o tym niszowym wynalazku? dnia Nie 02:17, 02 Czerwiec 2013, w całości zmieniany 2 razy
No to w wersji CD tak to wygląda:

My uważamy, że warto było
elegancki digi
Cieszę się, że się podoba

Teraz można dostać nas również na iTunes oraz Amazon:

https://itunes.apple.com/us/album/reigncraft-ep/id659274216

http://www.amazon.co.uk/Reigncraft/dp/B00D91JN82/

Na 8merch można kupić płytę w wersji MP3 w polskiej walucie:

strain.8merch.com
Od dziś cały numer do przesłuchania na SoundCloud jest, miłego słuchania:

https://soundcloud.com/strainband/prism-strain

Wersja na Youtube:

http://youtu.be/1ZbH9J-mvuM

Bandcampa sobie załóżcie i tam też oferujcie, dajcie kilka próbek i może ktoś faktycznei na to pójdzie - tak w ciemno nikt tego nie kupi. Chociaż mogę się mylić.

Nie wiem, czy już pisałem, ale Bandcamp już mamy od dawna:

strainband.bandcamp.com



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  STRAIN - "Reigncraft" [EP 2013]
singulair.serwis