ďťż


Wstyd nie miec watku o Janie, wiec zakladam.
Za wiki: John William Coltrane (ur. 23 września 1926 w Hamlet, Karolina Północna[1][2][3], zm. 17 lipca 1967 w Huntington, Long Island[1][2][4]) – jeden z najwybitniejszych i najbardziej znanych jazzowych saksofonistów XX wieku. Mąż pianistki Alice Coltrane.

Mistrz to nad mistrzami byl, ale nie ma co tu duzo pisac, maluczcy niech biora A Love Supreme, My Favorite Things, Blue Train i Giant Steps jesli nie znaja i to im wystarczy na dlugo a i wytlumaczy wiele. Kapitanom i kobaianom osmielac sie polecac czegokolwiek* nie zamierzam, bo pewnie znaja Trane'a lepiej niz ja (sam od Bartosza bralem ostatnio pare plyt), ale Interstellar Space, Ascension czy Kulu Selama to rowniez plyty wybitne, aczkolwiek dla sluchacza Pink Floyd na zmiane z Deep Purple pewnie niesluchalne zadna miara. W kazdym razie jest to moj ulubiony dzezmen i dymacz ex aequo z Milesem.

* Poza jednym wyjatkiem. Plyty onej nie widzialem u Bartosza ani na kompie ani na lastefem ef em, dlatego zaraz zaloze o niej watek w odpowiednim dziale, bo zasluguje ona na szczegolne wyroznienie mojem skromnem zdaniem, hej.
A oto i link: http://www.metalrockforum.fora.pl/plyty-starsze,44/john-coltrane-the-olatunji-concert-the-last-live-recording,2882.html#48634



Giant Steps*

* Poza jednym wyjatkiem. Plyty onej nie widzialem u Bartosza ani na kompie ani na lastefem ef em


Na last nie widziałeś, bo taguje może jedna dziesiątą tego, co słucham, a nie nagrywałem Ci jej, bo byłem pewien, że znasz, zresztą prosiłeś wyłącznie o Koltrejnów Fridżezowych.
Dobry album, chociaż w stylistyce, która mnie nie podnieca.

Najbardziej lubię Ascension, Kulu Selama i Impressions (to ostatnie mogę polecić nawet "słuchaczowi Pink Floyd na zmiane z Deep Purple", bo to nie jest jeszcze free). natomiast te jego płyty z lat 50tych to jednak nie moja muzyka, choć doceniam. dnia Czw 16:17, 10 Listopad 2011, w całości zmieniany 2 razy
EEEEE WTF COS POKTRECILES PANIE, JA TAM GWIAZDKI NIE DAUEM

Przeczytaj uwaznie.
A gdzie dałeś? Coś pojebałem?


No lekko pojebales. Przeczytaj moze zamiast cytowac nie wiadomo jak, kasdujac nie wiadomo co i wtedy czytajac to co zacytowales.
A! Już wiem, rozumiem! Nie słuchałem tego koncertu jeszcze, właśnie go sobie załatwiłem, będę go poznawał za jakiś czas.
Cóż za wspaniały Pan, chyba tylko Miles go przebija. Trochę przykre, że nie ma tutaj o nim żadnej dyskusji. Jestem po jego 3 albumach: Blue Train, Giant Steps i My favorite thing. Gdy słuchałem Davisa zakochałem się w trąbce, a saksofon przestał mi się podobać. Gdy słucham Johna uwielbiam saksofon nie tęskniąc za trąbką. I chyba w tym tkwi wielkość tych dwóch bogów. My favorite things otarło się o absolut.

Jestem po jego 3 albumach: Blue Train, Giant Steps i My favorite thing.

To zdaniem Aramisa jesteś po Koltrejnie, a z mojej perspektywy jesteś jeszcze zupełnie przed

Wiadomo, że te stare płyty typu Kroki Olbrzyma czy Niebieski Trejn są miłe i doceniam je, ale mój ulubiony Dżon zaczyna się od Impressions, a tak naprawdę od A Love Supreme, a już tak na 100% to dopiero od Ascension i leci już do końca, włącznie z albumami pośmiertnymi. dnia Nie 17:53, 15 Styczeń 2012, w całości zmieniany 1 raz
znam "Soultrane", "Blue Train", "Coltrane " ( tę z 1962r.) i "Ascension". To ostatnie wysłuchałem od początku do końca 2 x i nie mam raczej ochoty tego doświadczyć po raz 3-i - "Ascension" to dla mnie 40 minutowa próba instrumentów

O, a teraz sobie uswiadomiłem, że nie znam "A Love Supreme" No to se ściągne w jakiejś porządnej wersji i posłucham jak będę miał natchnienie i trochę spokoju.

"Ascension" to dla mnie 40 minutowa próba instrumentów

Mój wiceulubiony album w ogóle
he, no sorki, ale raczej się w nim nie rozmiłuję, nie rozumiem tej koncepcji Fragmenty, te "normalniejsze" tak ale całość tworzy trudny dla mnie do zniesienia zgiełk, w dodatku nieprzerwany.
No tak, sam odbieram ten album kilkoma różnymi drogami:

* Jako czystą emocję. Dla mnie free jazz to parafrazując Platona muzyczny świat idei. O ile standardowa muzyka niesie ze sobą cienie czegoś, co nazwałbym odczuciem wewnętrznego poruszenia, o tyle we free, czy ogólnie w twardej awangardzie mamy do czynienia z czymś niezwykle bliskim idei tego poruszenia.

* Jako podróż do innego wymiaru, który jest całkowicie niepodobny do naszego. To jak wgląd w inny wszechświat, w którym działają zupełnie odmienne prawa fizyki. Free jazz jest w pewnym sensie harmonijny, to nie jest chaos bez sensu, jest w tym zarówno zamysł, jak i celowość, muzyka ta wynika z więzi feelingu, która wytworzyła się między grającymi muzykami. Jest więc to kosmos, nie chaos, a jednak tak zupełnie niepodobny, do tego, z naszego wymiaru
no tak, na tej płycie słychać, że grają mistrzowie. Dla mnie jednak następuje tu przekroczenie granicy "ładności" , te strumienie improwizacji wywołują niepokój i podrażnienie . Pojawiają się więc negatywne emocje, których zbyt często nie pragnę doznawać. Poprzez analogię do malarstwa - wiem, że 'Guernica" Picassa to arcydzieło, ale raczej nie powiesiłbym jej u siebie w domu, w salonie
No to ja też nie puszczam sobie Ascension do obiadu... A w każdym razie robię to niecodziennie
Słucham sobie właśnie Ascension. Odbieram tę muzykę jako bardzo poruszającą i apelującą do najgłębszych odczuć estetycznych, ale bynajmniej nie z innego wymiaru. Powiedziałbym wręcz, że jest taka, jak świat, który nas otacza. Przecież pogląd, że żyjemy w harmonijnym świecie, w którym wszystkie elementy znakomicie ze sobą współgrają można włożyć między bajki. W zależności od tego jak będziemy spoglądać na nasz świat, będzie on się nam jawił, jako przejaw ładu lub chaosu. W jednej sytuacji doświadczymy harmonii w innej harmonia ulegnie destrukcji. A zatem w naszym wymiarze wszystko jest takie, jak w tej muzyce. Zarówno dotyczy to świata dźwięków, jak i rzeczywistości w ogóle.
Ja na razie zrobiłem sobie przerwę gdy dotarłem do Love supreme. Najlepsze moim zdaniem albumy do tej pory to: Ballads, Crescent, A Love Supreme, Impressions i My Favorite Things. Na uwagę rownież zasługuje klimat jaki został stworzony na płycie Africa/Brass, od razu człowiek przenosi się w najciemniejsze zakątki czarnego lądu, w czasie gdy szamani odprawiają swoje modły - coś niesamowitego.
Ja wielkim miłośnikiem jazzu samego w sobie, więc zapoznałem się z głównie w celu ustalenia, co to za gość, którym się Vander się tak inspirował. Stwierdziłem, że A Love Supreme, to kawał porządnej muzyki, którą inspirowało się wielu. Natomiast w niektórych momentach coś mi jeszcze przeszkadza w pełni się rozkoszować dźwiękami, które do mnie docierają. Jeżeli chodzi o Ascension, to choć niełatwo docenić ten album za pierwszym przesłuchaniem (właściwie cały czas go odkrywam i doceniam na nowo), jest na pewno formą w swojej klasie doskonałą.
Dzisiaj rano słuchałem Ascension. Słuchałem w dość niecodziennym stanie, bo będąc jeszcze odurzony alkoholem po wczorajszej nocy. Leżąc na podłodze, w półśnie ta muzyka nabiera zupełnie nowych kształtów. Saksofon Janka wbija się do głowy jak młot i rozsadza ją od wewnątrz. Coś niesamowitego...
Tez tak mam, ze na lekkim kacu mi muzyka lepiej wchodzi

Tez tak mam, ze na lekkim kacu mi muzyka lepiej wchodzi

Moze nie slyszysz wtedy co ciulowe.
Bardzo mozliwe
No. Natomiast jesli chodzi o te niby hiper trudne plyty Koletrejna, to widze to w ten sposob:

Jest mlody chlopak i cos chce, ale musi cos zrobic.
Bardziej podoba mi się styl Cannonbala Aderleya ale Train przewyższał go pod wieloma względami. Znam kilka płyt Trejna - lubie np Giant Steps. I oczywiście lubie go posłuchać u Milesa
A i świetna płyta Duke Ellington & John Coltrane - dość łatwa w odbiorze po mojemu i zawiera świetne kompozycje takie jak In a Sentimential Mood czy Angelica Pozycja obowiązkowa moim zdaniem dla Coltrejnowców
Znowu piszesz o jakichś straszliwych starociach Trane miał mnóstwo genialnych albumów, tylko, że gdzieś tak od 63 wzwyż.
Lubie starocie - bardzo dużo jest starej świetnej muzyki , nie ma chyba nigdzie napisane że Coltrajne do tego i tego roku jest staroć bee nie tykać a po tym roku jest super. Ja lubie bebop i coll jazz po prostu i te style dobrze wpadają mi w ucho i będę je polecał innym bo sądzę że ta muzyka jest warta tego aby ją znać
Tym bardziej że na forum brakuje wielbicieli starszego brzmienia
Te starocie mogą się już troszkę mniej podobać, jak się wejdzie w jakieś fjużyn czy coś.
No, ale oprócz płyt Coltrane'a z lat 50' było jeszcze masę późniejszych, naprawdę fenomenalnych. Słuchałeś tego w ogóle?
Właśnie to tak moim zdaniem nie działa. To że słuchasz hard rocka nie znaczy że klasyki nie możesz Nawet powiem więcej, niejednokrotnie kluczem do zrozumienia nowszego brzmienia np Milesa z lat 70 jest znajomość jego rzeczy wcześniejszych jak wy to nazywacie,,staroci". A podejście typu wezmę te nowsze lepsze płyty a starocie oleje jest moim zdaniem niestosowne

No, ale oprócz płyt Coltrane'a z lat 50' było jeszcze masę późniejszych, naprawdę fenomenalnych. Słuchałeś tego w ogóle?

Pewnie że słuchałem nie jakiejś ogromnej większości ale np: A Love Supreme, Giant Steps, Ascension, Dear old Stockholm, jakieś livey słuchałem też i kilka płyt których nie pamiętam tytułów
Które jeszcze płyty powinienem Kapitanie obowiązkowo znać?

Które jeszcze płyty powinienem Kapitanie obowiązkowo znać?

Blue Train (1958)
Giant Steps (1960)
My Favorite Things (1961)
Africa/Brass (1961)
Olé Coltrane (1961)
Impressions (1963)
Crescent (1964)
A Love Supreme (1965)
Ascension (1966)
Meditations (1966)
Kulu Sé Mama (1967)
Om (1968)
Sun Ship (1971)
Concert in Japan (1973)
Interstellar Space (1974)

Same perełki, chociaż z tego towarzystwa nieco mniej mi odpowiada Giant Steps, chociaż też prawda jest taka, że bardzo dawno jej nie słuchałem.
No więc co najmniej 1/3 z tego słyszałem nadrobię Ale Kapitanie dalej będę zachęcał do słuchania tez staroci, może akurat ktoś się przekona
Czasami się przekonuję, ale na ogół zupełnie nie trafia to w moją wrażliwość. Stary jazz to po prostu muzyka rozrywkowa sprzed 60 lat. Nie jest to coś, co szczególnie mnie interesuje.
To prawda ale to co się działo choćby w bebopie nie jednokrotnie ma wysoką wartość muzyczną. Choćby to w jaki sposób Charlie Parker ogrywał skale przy solówkach - grał dźwięki które teoretycznie powinny nie pasować a jemu pasowały.( Coltrane jest przecież w dużej mierze spadkobiercą Birda) Ogólnie nieraz podziały rytmiczne są również zaawansowane. Akordy na pianie też były grane w różnych naprawdę dziwnych przewrotach. Wszystko to pasuje do siebie i tworzy zazwyczaj pędzące na łeb na szyję kompozycje bebopowe, które potrafią napełnić mocą
Ło matko, Interstellar Space pamiętam kiedyś słuchałem, to rodzicielka się denerwowała i mówiła żebym przyciszył, bo dziecko sąsiadów na górze śpi, hehe.
Jak słuchacie Ascension, to słuchacie Edition II, Edition I czy jedno po drugim?
Dwójka podobno jest oryginalna, tj. wersją, która trafiła na 'oficjalne' nagranie, jedynka to dodatek.
Ja słucham całego, chociaż faktycznie oryginalna jest dwójka.
E.
Wole Crescent, ale to na pewno nie jest najlepsze nagranie Johna.
Wole Crescent, ale to na pewno nie jest najlepsze nagranie Johna. [2
Podzielam zdanie kolegów. Hard bopowy "Blue Train" zanadto zalatuje już dzisiaj naftaliną. Jeśli chodzi generalnie o Coltrane'a to prawdziwa jazda zaczęła się jednak już po wydaniu albumu "Crescent". Wśród tych nagranych w latach 1964-1967 nie wymieniłbym go jako jednego z ulubionych. Jeśli jednak ktoś nie gustuje w estetyce free to jak najbardziej "Crescent" może mu bardziej podejść.
Koltrejn Kurwa!

Postanowiłem usystematyzować nieco temat ten i napisać coś o płytach jego różnych, żebyście wiedzieli czego jeszcze nie znacie, a powinniście. Nie słyszałem wszystkiego co Trejn wydmuchał, więc jak czegoś nie widzicie, a chcecie polecić to piszcie.

Te stare jego płyty są w sumie fajne, może to nie jest mój ulubiony rodzaj jazzu, ale im dłużej słucham tej muzyki tym bardziej podobają mi się jej nieradykalne odmiany.

Blue Train (1958)
Giant Steps (1960)
Africa/Brass (1961)
My Favorite Things (1961)
Olé Coltrane (1961)
Coltrane "Live" at the Village Vanguard (1962)
Coltrane (1962)

Pierwsze dwie są jeszcze dosyć archaiczne, ale mnie to odpowiada. Później było jeszcze nie freakowo, ale już całkiem nowocześnie. Świetne są te wszytski płyty, ze szczególnym wskazaniem na Olé i Village Vanguard, plus może jeszcze My Favorite Things za świetny numer tytułowy (szkoda, że nie napisał tego kilka lat później, bo wprost idealnie nadaje się to do free odjazdów). Reszta z wymienionych też super, to czego nie wymieniłem albo jest tylko bardzo dobre, albo go nie znam.

Trane cały czas się rozwijał, więc pojęcie okresu przejściowego między nie free a free nie bardzo do niego pasuje. Tak naprawdę każdą kolejną płytą robił krok w odpowiednim kierunku. Niemniej jednak da się wyodrębnić w jego twórczości pewien okres, w którym grał już dość ostro, ale jeszcze nie jakoś bardzo radykalnie.

Impressions (1963)
Coltrane Live at Birdland (1964)
Crescent (1964)
The John Coltrane Quartet Plays (1965)

Cztery mega albumy. Najbardziej lubię z nich Impressions, bo to w ogóle czołówka Coltrane'a według mnie i Quartet Plays, ale te dwa pozostałe też są mocarne.

No, a potem to już było free. Bardzo lubię to!

A Love Supreme (1965)
Ascension (1966)
Meditations (1966)
Kulu Sé Mama (1967)
Expression (1967)
Om (1968)
Sun Ship (1971)
Concert in Japan (1973)
Interstellar Space (1974)
Stellar Regions (1995)
The Olatunji Concert: The Last Live Recording (2001)
At Temple University 1966 (2010)

I w kolaboracjach:

John Coltrane / Archie Shepp - New Thing at Newport (1966)
John Coltrane Featuring Pharoah Sanders - Live in Seattle (1971)

Myślę sobie, że jeżeli ktoś lubi Coltrane'a i chciałby móc powiedzieć o sobie, że wie coś o jazzie to powinien wszystkie z wymienionych (i jeszcze kilka z niewymienionych) płyt znać. dnia Śro 21:20, 24 Grudzień 2014, w całości zmieniany 1 raz
The Complete 1961 Village Vanguard Recordings

O kurwa, jakie to jest zajebiste... ma to 4 płyty i każda jest niesamowita, granie już dość szalone, chociaż nie jest to jakiś mega harde free, ale fantastyczne.
Na podstawowym Village tzn. Spiritual, Softly As In A Morning Sunrise i Chasin' The Trane nie ma prawie w ogóle tego "dość szalonego" grania. Jest to jeden ze spokojniejszych koncertów Trane'a. Widać, że do radykalizmu free jazzu dopiero się przymierzał. Kompletnej sesji nie słyszałem więc może chodzi Ci o te dodatkowe utwory, których nie ma w okrojonej wersji?
http://en.wikipedia.org/wiki/The_Complete_1961_Village_Vanguard_Recordings
Jak widać utwory z "oryginału" to jest jakaś bardzo malutka cząstka całego wydawnictwa, ale utwory o których mówisz też zdradzają zapędy do szaleństwa miejscami, chyba po prostu inaczej odbierasz szaleństwa, pewnie to jest to co kapitan nazywa "całkiem nowoczesną grą", jak pisałem, to jeszcze nie jest free, ale dość szalone jest.
Z podstawowej wersji tylko Chasin' The Trane jest nowocześniej zagrane, bo np. takie Softly brzmi bardzo archaicznie.
W Softly As In A Morning Sunrise archaiczny jest sam utwór, natomiast sposób jego zagrania już nie. Nie było to może rewolucyjne granie, ale staroświeckie też nie. Trane gra tu całkiem, jak na tamte czasy, jak na nie free, agresywnie, McCoy brzmi miejscami całkiem odważnie, a jak się wsłuchacie, to nawet sekcja rytmiczna (tam grali zdaje się Elvin Jones z Jimmy Garrisonem) gra nowocześnie.

To może nie jest avant-jazz (chociaż miejscami ma takie ciągoty), ale przypominam, że ten koncert odbył się w 61 roku. dnia Pon 21:30, 22 Grudzień 2014, w całości zmieniany 1 raz

W Softly As In A Morning Sunrise archaiczny jest sam utwór, natomiast sposób jego zagrania już nie. Nie było to może rewolucyjne granie, ale staroświeckie też nie. Trane gra tu całkiem, jak na tamte czasy, jak na nie free, agresywnie, McCoy brzmi miejscami całkiem odważnie, a jak się wsłuchacie, to nawet sekcja rytmiczna (tam grali zdaje się Elvin Jones z Jimmy Garrisonem) gra nowocześnie.

No nie wiem, jakoś ten utwór z całej trójki mi nie pasuje do tego nagrania i czuję jakbym się przeniósł kilka lat do tyłu. Oprócz gry Trane'a wszystko tam jest archaiczne.
Absolutnie nie, wsłuchaj się dobrze w to, jak oni grają.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  John Coltrane
singulair.serwis