|
John Mayall
singulair.serwis |
Mayall to ikona brytyjskiego bluesa. Wszyscy na tym forum jak mniemam go znają, ale napiszę kilka słów.
Muzyka tego gościa może i jest nieco jednostajna, ale nadrabia to poziomem. Sam nie jestem może jakimś ogromnym jego fanem, ale kilka płyt bardzo lubię. Zwłaszcza Blues Breakers With Eric Clapton i jazzujące koncerty The Turning Point i Jazz Blues Fusion. I w zasadzie wszystko co nagrał gdzieś do pierwszych roczników lat '70 jest bardzo solidne.
Drugim, poza samą muzyką, powodem dla którego warto go znać są muzycy, których sobie dobierał. Mayall to niemalże bluesowy Davis, czyli kolo, z którym grali niemal wszyscy ci, którzy później rozkręcili blues rocka na dobre. Mamy więc takich kolesi jak Eric Clapton, Peter Green, Mick Taylor, Harvey Mandel, Jack Bruce, Aynsley Dunbar, Keef Hartley, Jon Hiseman, Dick Heckstall-Smith i wielu innych.
Zespoły, które tworzyli bądź zasilali muzycy Mayalla to miedzy innymi Colosseum, Cream, Fleetwood Mac, The Rolling Stones, Keef Hartley Band, Canned Heat, czy grupa Franka Zappy.
ja dodam, że dziadzia Mayall prezentował całkiem niezłą formę na koncercie z okazji swoich 70-ych urodzin, co unaocznia zapis dewede "John Mayall&Bluesbreakers And Friends" - zagrany z Ericiem Claptonem i Mickiem Taylorem. Blues konserwuje
Widziałem go na żywo jako suport dla B.B Kinga w lipcu zeszłego roku i było to całkiem w porządku wydarzenie, muzycznie chyba lepsze niż występ Kinga który jest już za stary i więcej gada niż gra.
Bardzo mało obeznany jestem w bluesie, ale płytka The Turning Point siadła mi jak złoto.
Bardzo mało obeznany jestem w bluesie, ale płytka The Turning Point siadła mi jak złoto.
Bo tam jest tyle samo bluesa co w Colosseum. Świetny blues jazz rock
szczerze mówiąc, niewiele mi mówiło to nazwisko. ale posłuchałem tej płyty z Claptonem i jest bardzo dobra, choć chyba wolę hamerykańskiego bluesrocka.
hyba wolę hamerykańskiego bluesrocka.
Ja nie, bo tam maja gorsze wasy i glupio wyja.
Też wolę białych bluesmanów jednocześnie mając świadomość, że amerykańscy murzyni grali lepiej. Widocznie jeszcze do nich nie dorosłem
płyta z Claptonem bardzo mocno wciąga, jest naprawdę znakomita. co od Mayalla jeszcze brać? sięgnąłem po Turning Point, ale to zbyt jazzujące granie jak dla mnie
A znasz "Blues from Laurel Canyon"? Dojrzała płytka (na tyle, że wydawało mi się, że jest z siedemdziesiątych a jest z 1968 r.), choć momentami leciutko pretensjonalna jak dla mnie (ale ja często mam takie wrażenie). Blues dużo bardziej "wybielony" i europejski niż płyta z Claptonem, więc nie wiem czy czegoś takiego szukasz, ale warta jest zaznajomienia się ze względu na dojrzałość i oryginalność.
nie znam, znam tylko płytę z Claptonem i Turning Point. a szukam czegoś, w czym będzie więcej bluesrocka niż jazzrocka się sprawdzi.
Drugą najsłynniejszą płytą Mayalla jest A Hard Road, na której Erica Claptona zastąpił Peter Green. Warto ją znać, chociaż do mnie przemawia mniej niż poprzedniczka.
Hard Road jako całość też dla mnie jest gorsza, ale właśnie ze względu na Petera Greena warto poznać. Po czasie wielbię chyba tylko tytułowy kawałek, ale przez pewien czas przyjemnie się słuchało tego albumu.
|
|