X
ďťż

ETHIOPIQUES

Mam wrażenie, że wiele osób postrzega muzykę przez pryzmat USA, Wielkiej Brytanii, a w dalszej kolejności Niemiec, Francji, Skandynawii, Japonii. To ma swoje uzasadnienie, gdyż mówimy o globalnych potęgach ekonomicznych, co z kolei przekłada się na ich lobby/obecność w mediach na całym świecie. Nawet oryginalny blues z Delty, który nie wywodzi się od milionerów a wręcz przeciwnie, został zaakceptowany przez kulturę masową jako kanon. Nie tylko te kraje mają monopol na produkcję fantastycznej muzyki, ale w społecznej świadomości trudno przebić się z tą myślą. Nawet wśród nas, osób w gruncie rzeczy otwartych (jak sądzę?) - komu w pierwszej chwili nie przeleciało przez głowę „takie rzeczy w tej biednej Etiopii/Nigerii/Kambodży/Mali???” ten niech pierwszy rzuci kamieniem . Od razu w tym momencie muszę dodać, że niedawno miałam przyjemność zaskoczyć znajomych z zagranicy polskim funkiem. No, takie rzeczy w tej Polsce. I ten nasz polski Niemen też nagrywał z ludźmi z Mahavishnu Orchestry

Wróćmy do Ethiopiques. To seria płyt wydawanych we Francji przez pasjonata muzyki etiopskiej Francisa Falceto od 1998r. do dziś. Na tyle, co słyszałam solowych płyt, wolę te kompilacje. Znamy ten ból: Fela Kuti wszystkie piosenki na każdej płycie takie same, Tinariwen też, niby fajne ale na jedno kopyto. Składanki nieco to urozmaicają. Ale i tak jedni wykonawcy są lepsi, inni gorsi. I zamierzam to opisać w tym wątku. To będzie gorące lato w Etiopii. 29 Ethiopiques przed nami.
A jeśli ktoś po prostu chce poznać bez zagłębiania się w detale, serdecznie polecam

Mulatu Astatke – „New York – Addis – London” (2009).

Jak dla mnie, kwintesencja Etiopii, ale też i najbardziej przyswajalna dla Europejczyków, gdyż pan Astatke edukował się i nagrywał również poza Etiopią. A zeszłej jesieni mogliśmy go zobaczyć na żywo we Wrocławiu (lansowali go tym Jarmuschem, chociaż IMO w jego karierze wcale Jarmusch nie był najważniejszy. Takie tam marketingowe, żeby ludzie co się nie znają na muzyce a chcą się pokazać w towarzystwie i uchodzić za światowych wrocławian, kupili bilet za stówkę).

ETHIOPIQUES vol. 1 – The Golden Years of Modern Ethiopian Music

Zaczyna się naprawdę mocno, od najlepszej pieśni albumu. „Hedetch Alu” w wykonaniu pana o godności Muluken Melesse to klasyczny jazzowy utwór, oparty na jednostajnym rytmie, ale lekko free-ujący i mroczny. Gdyby nie szepcząco-wrzeszczący wokal wędrujący w górę i w dół (czyli klasyczna Etiopia, ale jednak ciekawiej) to utwór pasowałby mi do „Ptah El Daoud”.

Dwie kolejne piosenki tegoż artysty są też dobre, ale nie na tym samym poziomie. „Wetetie Mare” to praktycznie funk, a „Ete Endenesh" to afrobeat z jakimiś tam psychodelicznymi wpływami i o dziwo, przypomina mi trochę to, co nagrywali w tamtym czasie na drugim końcu świata w Kambodży.

Potem mamy trzy utwory Mahmouda Ahmeda. Warto zauważyć, że sekcja dęta trochę brzmi funkowo, zwłaszcza w wersji wschodnio-europejskiej. Oczywiście przez wokal etiopski to ma zupełnie inny charakter niż nasze instrumentale lub piosenki z polskim czy rosyjskim tekstem. Perkusja też jest inna. „Aynotche Terabu” w samej wersji instrumentalnej przypomina mi „Darkest Light” z Lafayette Afro Rock Band na podkręconym tempie czy coś (może trochę przesadzam, ale bardziej tu „z amerykańska”).

Dalej, Ewnet Yet Lagegnesh – „Instrumental” – jazz łamany jakąś cumbią.

Ilu Etiopczyków, tyle wersji „Tezeta”. No więc ta w wersji Seyfu Yohannes jest super. Ciągnie spiritualem. Nie spieszy się nigdzie. W pewnym momencie zaczynają się wariacje. Wycisza się dęty i na plan pierwszy wkracza pianino. Mój drugi ulubiony utwór. Nawet da się przeżyć ten zaśpiew chyba jeszcze bardziej ostentacyjny niż u innych (końcówka wokalna też jest dobra btw).

„Mela Mela” przez klaskanie ma bardziej zachodnioafrykański styl. Na Pitchforku nie piszą czy to o Meli Koteluk. Też fajne. Seyfu daje radę. A sama końcówka prawie jak w „Vitamin C”

Bemgnot Alnorem – „Instrumental”. Porządny instrumental. Jak zwykle jednostajny rytm i żywe dęte.

Seria pieśni pana Teshome Meteku to etiopski big beat. Nic dodać, nic ująć. Pewnie rozkręcało wszystkie dyskoteki w Addis Abebie. Ta pierwsza piosenka to czysty big beat, druga jest z jakąś cza-czą, trzecia trochę przynudza przez pierwsze dwie minuty (skąd ja znam ten powracający motyw? To coś strasznie znanego a nie potrafię sobie przypomnieć), czwarta też cza-cza Umiałabym do tego zatańczyć milion lat temu w podstawówce kiedy nas uczyli kroków.

Heywete – „Instrumental”. Trochę za romantyczne jak dla mnie.Przez pierwsze dwie minuty można śpiewać „Pamiętasz była jesień”, potem się robi lepiej i na koniec znowu włazi ten saksofon.

Na koniec albumu mamy Getatchew Kassa i utwory „Tezeta Slow” oraz „Tezeta Fast”. To pierwsze gdzieś między Marley’em (z początku) a wolnym country (później), to drugie raczej szybsze country na bluesie, mocno ludyczne. W sensie, takie naprawdę przyzwoite, ale można tego nie lubić no i nie jest to jazz. Dziękuję za uwagę.


Słuchałaś Hailu Mergia - Tche Belew? Na tle tych wszystkich smutnych tezet ten album brzmi wyjątkowo wesoło, ale wciąż jest w nim ta etiopska nostalgia. Astatke też się na tej płycie udziela, i ogólnie fajny murzyński groove tu jest.
Słuchałam kiedyś tego o czym piszesz i bardzo to jest zacne. Astatke jest Milesem Davisem Afryki. Sama Afryka, Azja, kraje arabskie itp. są kopalniami muzy. Da się nabrać świeżości, zaskoczeń muzycznych raz dwa. Tyle rzeczy do słuchania a tak mało czasu...
O, ta płytka Hailu Mergii fajna jest! Greenlighted dla wszystkich Brzmi względnie standardowo przez to, że etiopski klimat jest tam ograniczony (w sensie - spiritualiści z USA też tak grali, a sam początek całkiem europejski), ale też się pojawia. To jest coś, co odpowiada mi w jazzie najbardziej.

Nie było go na Ethiopiques to umknął mojej uwadze. Ale za to widzę, że będzie miał koncert w Polsce niedługo na OFF.

Cześć Kika Tak, masz rację, zdecydowanie Ale kiedyś uda nam się przez to przelecieć, zwłaszcza że najlepsze albumy (IMO) jednak powstały dawno temu, nowości jakoś mnie niespecjalnie ruszają, przynajmniej większość.

BTW zauważyłam, że nie jestem jakoś specjalnie witana na forum w wątku do tego poświęconym Może spróbuję jeszcze raz. Napiszę, że najchętniej słucham starej COMY (bo nowa się sprzedała i skomercjalizowała) a z klasyki rocka Guns'n'Roses i próbowałam coś Pink Floyd i Led Zeppelin ale mi nie podeszli tak bardzo. To wtedy wszyscy pomyślą że pewnie jestem jakąś ładną studentką.



BTW zauważyłam, że nie jestem jakoś specjalnie witana na forum w wątku do tego poświęconym Może spróbuję jeszcze raz. Napiszę, że najchętniej słucham starej COMY (bo nowa się sprzedała i skomercjalizowała) a z klasyki rocka Guns'n'Roses i próbowałam coś Pink Floyd i Led Zeppelin ale mi nie podeszli tak bardzo. To wtedy wszyscy pomyślą że pewnie jestem jakąś ładną studentką.
a jesteś?


BTW zauważyłam, że nie jestem jakoś specjalnie witana na forum w wątku do tego poświęconym Może spróbuję jeszcze raz. Napiszę, że najchętniej słucham starej COMY (bo nowa się sprzedała i skomercjalizowała) a z klasyki rocka Guns'n'Roses i próbowałam coś Pink Floyd i Led Zeppelin ale mi nie podeszli tak bardzo. To wtedy wszyscy pomyślą że pewnie jestem jakąś ładną studentką.


:DDDD
No tak jest niestety, wiele osób tutaj woli prowadzić antynosalską krucjatę niż rozmawiać o muzyce
Nie, nie jestem. Sorry.

A kto to jest nosal? Domyślam się, że nowy członek forum, ale czy to oznacza coś konkretnie?
Znalazłam tutaj taki wątek:
http://www.metalrockforum.fora.pl/inne,28/walka-z-nosalami,3628.html


BTW zauważyłam, że nie jestem jakoś specjalnie witana na forum w wątku do tego poświęconym


To sie ciesz i nie szukaj chuja do dupy.

Nie, nie jestem. Sorry.
A kto to jest nosal? Domyślam się, że nowy członek forum, ale czy to oznacza coś konkretnie?
Znalazłam tutaj taki wątek:
http://www.metalrockforum.fora.pl/inne,28/walka-z-nosalami,3628.html

To pradawne określenie człowieka słuchającego słabej muzyki, z reguły także pozbawionego chęci rozwoju oraz przekonanego, że każda muzyka jest tak samo dobra, a o gustach się nie dyskutuje.
Nosale to właśnie wszyscy ci fani Comy, Gunsów i Najtłisza, wierzący, że o gustach się nie dyskutuje i wszystko jest subiektywne. A na Heraklesa nie zwracaj uwagi, to tylko taki forumowy folklor

Kurde dziobak mnie wyprzedził.
Obawiam się, że pan Herakles zbyt pobieżnie dokonał oceny moich hipotetycznych upodobań seksualnych, ale skoro On tak zawsze ma, to może nie będę kontynuować tego tematu

Aha, czytam sobie ten wątek o nosalach i myślę, że wszyscy znamy takich ludzi. Ale *Lubię przy ludziach dotykać swojego Wacława* naprawdę jest jeszcze popularny? Myślałam, że to był już obciach z 20 lat temu?
Lubię przy ludziach dotykać swojego Wacława! Hahahah Najtłisz. OK, zgadza się

Nie, nie jestem. Sorry.
A kto to jest nosal? Domyślam się, że nowy członek forum, ale czy to oznacza coś konkretnie?
Znalazłam tutaj taki wątek:
http://www.metalrockforum.fora.pl/inne,28/walka-z-nosalami,3628.html

To pradawne określenie człowieka słuchającego słabej muzyki, z reguły także pozbawionego chęci rozwoju oraz przekonanego, że każda muzyka jest tak samo dobra, a o gustach się nie dyskutuje.

Twój cytat z wątku o walce:

"Może jakbyś jakoś bardziej strategicznie ją podszedł to coś by z tego było... Trzeba by wypracować jakąś metodę psychologiczną. Sam kiedyś nawracałem jedną fankę metalu, nie wyszło, chyba uznała że się wywyższam XD i dałem sobie spokój z takimi akcjami "

Widzę, że masz doświadczenie ze studentkami
Wydaje mi się, że w temacie nosalności najistotniejszy jest ten wątek:

http://www.metalrockforum.fora.pl/sprawy-techniczne,12/dyskusja-z-nosalem-instant,4362.html

Wydaje mi się, że w temacie nosalności najistotniejszy jest ten wątek:

http://www.metalrockforum.fora.pl/sprawy-techniczne,12/dyskusja-z-nosalem-instant,4362.html


"Sprawy techniczne" Hahaha! Faktycznie, wszystkie problemy fanów muzyki z przekazem i emocjami zostały rozpisane. Aczkolwiek do muzyki klasycznej tańczono! Menuet na przykład! Chociaż czy robiono to dla przyjemności, trudno powiedzieć

Sama chyba nie mogłabym się podjąć takiej ewangelizacji, jestem bardzo delikatną osobą, łatwo mnie sterroryzować. Z reguły jak mieszkam z kimś, to ta osoba ma wyłącznie dostęp do głośników, bo wiem, że moja ulubiona muzyka nie jest ulubioną muzyką tej drugiej osoby (z reguły zachodzi tu dokładna odwrotność, więc nie chcę komuś robić krzywdy, już wolę, żeby ktoś robił krzywdę mnie).

Natomiast jeśli chodzi o ten wątek, który tu wkleiłam, podoba mi się ten pan Kobaian, zdaje się, że to mądry i poukładany człowiek.

No i cóż, sama kiedyś w liceum biegałam w koszulkach z Burzumami i z paznokciami malowanymi na czarno i słuchałam norweskiego black metalu w celu zamanifestowania zua, bo dla przyjemności w tamtym czasie to bardziej Muddy Waters .
Jeśli czujesz się pokrzywdzona i niezauważona, to chciałabym Cię teraz serdecznie powitać, miło poznać i w ogóle.
^^ Od razu milej się zrobiło

============

PS. Przyszłam tu dla muzyki (i postaram się już nie śmiecić off-topem), ale nie mogę powiedzieć że się nie popłakałam ze śmiechu czytając ten wątek:
http://www.metalrockforum.fora.pl/offtopic,18/o-gustach-sie-nie-dyskutuje,3889.html

Inne ciekawsze rzeczy z wątków:

" Więc naprawdę twierdzenie, że Penderecki to komercja taka sama jak The Final Countdown jeżeli w ogóle ma jakąś wartość to chyba tylko diagnostyczną - pozwala wcześnie wykryć guza mózgu."

+ Rozmowa w sprawie Popol Vuh, że ludziom przypuszczalnie nie podoba się nazwa, dlatego atakują zespół.

A na Heraklesa nie zwracaj uwagi, to tylko taki forumowy folklor

Sam jestes forumowy folklor, gralem tu piersze szczypce w czasach, gdy sluchales tylko smutow w stylu kurent84. I pewnie dales bys w tym tkwil, gdybys tu nie trafil. Ten nagly zwrot w celu zdobycia sympatii nowej kolezanki wzbudza we mnie pewne podejrzenia... a mianowicie... nie jestes czasem... zlamasem????


Sam jestes forumowy folklor, gralem tu piersze szczypce w czasach, gdy sluchales tylko smutow w stylu kurent84. I pewnie dales bys w tym tkwil, gdybys tu nie trafil. Ten nagly zwrot w celu zdobycia sympatii nowej kolezanki wzbudza we mnie pewne podejrzenia... a mianowicie... nie jestes czasem... zlamasem????


Przynajmniej na forum miałeś okazję zaistnieć Już przed przyjściem tutaj słuchałem krautów, Henry Cow, Soft Machine czy Sun Ra, także nie wiem o czym ty pierdolisz, bo i tak w tym kierunku szedłem i na forum nie trafiłem przypadkiem. Myślisz, że nowa koleżanka to ukryty wix?

A na Heraklesa nie zwracaj uwagi, to tylko taki forumowy folklor

Sam jestes forumowy folklor, gralem tu piersze szczypce w czasach, gdy sluchales tylko smutow w stylu kurent84. I pewnie dales bys w tym tkwil, gdybys tu nie trafil. Ten nagly zwrot w celu zdobycia sympatii nowej kolezanki wzbudza we mnie pewne podejrzenia... a mianowicie... nie jestes czasem... zlamasem????
Myślisz, że nowa koleżanka to ukryty wix?
To coś równie miłego jak nosal?

PS. Sun Ra

Przynajmniej na forum miałeś okazję zaistnieć

Tobie tez udalo sie zaistniec, szkoda ze jako zlamas.



Slabe, nawet jak na tak zalosna cipke w randze starszego filasa.
Ten giff z Eastwoodem to z Gran Torino? Zacny film.
No tak, nie to co gify z tumblara jakiejś 12-latki. A może własnego prowadzisz? :^)

Ten giff z Eastwoodem to z Gran Torino? Zacny film.

Tak z Torino, dobry dobry:p
Niedobry, bo Clint ginie.

Niedobry, bo Clint ginie.

Za to w filmie "Co się wydarzyło w Madison County" gra de facto w pornuchu dla bab. I jest tam ta słynna scena, jak płacze w deszczu - mit o Clincie jako twardzielu pryska.
Sorry za offtop.

Ethiopiques vol. 2: Tetchawet! Urban Azmaris of the 90s

Nauczyłam się korzystać z RYM, w sensie że umiem znaleźć sobie album i sprawdzić jego ocenę. O ile pierwsza płyta Ethiopiques miała ocenę 3,73 – i ja się z nią zgadzam – tak druga ma ocenę 3,23 i ja się z tym nie zgadzam zupełnie. Mam wrażenie, że to jest dla ludzi szukających melodii i klasycznych (w sensie: dających się chociaż ogarnąć umysłem) rozwiązań za trudne. Zdecydowanie mniej tu aranżacji, a mnóstwo jest klasycznej ludowości, folkloru. World music w wersji plemiennej. No i to wszystko jakimś cudem zalatuje free jazzem.

Dzisiaj rozmawiałam z kimś i powiedziałam coś w stylu, że Tuareg blues to afrykański West Coast, a etiopski jazz to East Coast. U Tuaregów obowiązkowe jest klaskanie („twoja stara klaszcze u Rubika, moja klaszcze w Tinariwen”) i jest to szalenie rytmiczne. Tam wszystko ma ręce i nogi i jest po bożemu.

U Etiopczyków – a mocno to słychać właśnie na tej składance – rytm jest bardzo połamany. Ale jednocześnie, to złamanie jest powtarzalne po wielokroć, non stop, przez co utwory są – no cóż, transowe.

Na tej płycie nie ma smutnych Tezet.

Producent był na tyle przewidujący, że zaczął od kawałka przygotowującego nas do tego co będzie za parę minut (bo faktycznie, jak się zacznie bez wprowadzenia słuchać od środka, to odrzuci. Ale jak się wkręcisz i zamkniesz oczy, to pofruniesz).

Drugi na płycie utwór Mellesse Bonger & Tchista Band – Lebe Antchin Alena Air Gourague jest mega transowy. I jest naprawdę super! Ponad 5 minut to identyczna powtarzalność (tak od 1,20 wkręca), a potem się rozwija (nawet klaszczą). Jedno z moich ulubionych nagrań z tej składanki, chociaż może nie każdy miałby cierpliwość?

Trzeci utwór śpiewa kobieta Tigist Assefa („Toutouye”). Jest to czysty seks. Bardzo minimalistyczny instrumentalnie, a jednak nieograniczony muzycznie niczym.

Czwarty utwór Aldaneh Teka – „Bob Marley”. W ogóle to nie brzmi jak Marley, a mocno jak free jazz (i płynnie przechodzi w kolejny utwór „Medley”). Zresztą nie ma się co dziwić, że Jamajka i Etiopia do siebie nawiązują, wystarczy sprawdzić sobie wiki.

Malefya Teka – „Inde Iyeruzalem” tu jeszcze wokal jest mocno roztrzęsiony. Pełna awangarda moi drodzy.

Asfaw Kebbebe – „Antchy Hoye Lene” – polscy melomani z łatwością rozpoznają w tym utwór „I tak warto żyć” Raz Dwa Trzy puszczony od tyłu. Wersja dla satanistów. Kolejny pieśń tego samego artysty mi nie pasuje. Pijany akordeonista balladzista. Żadne wielkie doznania.

Zerditou Yohannes – „Bolel” – nie aż tak transowe jak te utwory z początku płyty, ale chóralne plemienne śpiewy mogą się komuś podobać. Bardziej do tańca boso. Jak nikt nie patrzy. Przechodzi to dość płynnie w następną piosenkę z nieomal identyczną linią melodyczną i z identycznym smyczkiem, z tym że nie ma chóralnych zaśpiewów tylko śpiewa babka z panem. No i to już nie jest do tańczenia boso, tylko do słuchania. Ależ te Etiopki mają dzikość w głosie.

Ale świat się zachwyca dawną wokalistką Kapeli ze wsi Wacława.

Kolejny utwór mi nie zagrał na YT.

Djemil Jimmy Mahmed – blues etiopski oszczędny w warstwie instrumentalnej, bogaty w wokalnej (ze szkodą dla utworu, wyobraźcie sobie że do tego podkładu nasz Niemen nagle zaczyna śpiewać ten cover Jamesa Browna: mniej więcej ten sam efekt). Ale to najbardziej bluesowe i zbliżone do tych tuaregowych rzeczy, które do tej pory pojawiły się na Ethiopiques (u Tuaregów zawsze słabo z wokalem no ale ten etiopski Niemen trochę z kolei przesadza). Niemniej jednak fajne.

Melesse Asmamaw – „Ethiopia Hagere” czyli blisko 9 minut bluesa na etiopskiej lirze. Momentami taki „Surf Rider”. Podoba mi się.

Gran Torino mi się nie podoba bo Clint Eastwood umiera.

Niedobry, bo Clint ginie.

Za to w filmie "Co się wydarzyło w Madison County" gra de facto w pornuchu dla bab. I jest tam ta słynna scena, jak płacze w deszczu - mit o Clincie jako twardzielu pryska.

O kurde, to koniecznie obaczę.

Lady Vengeance - nie przepraszaj za offtopy. Tutaj nikt się nimi nie przejmuje.

Lady Vengeance - nie przepraszaj za offtopy. Tutaj nikt się nimi nie przejmuje.
Niby tak, ale w takich wątkach jak ten bym się jednak powstrzymywał, bo sam temat jest dość ciekawy, a tak to potem zostanie po jednym merytorycznym poście na 10 stron pierdolenia o Istłudzie.

//Nie, akurat offtopu nigdy nie będziemy (chyba, że Kapitan albo Rune są innego zdania) sankcjonować
Myślę że masz rację. Mój błąd.

No tak, nie to co gify z tumblara jakiejś 12-latki. A może własnego prowadzisz? :^)

Ten gif wyraza wiecej niz tysiac slow. Nie wiem do konca co to tumblar (tzn. domyslam sie), ale gdybym go prowadzil, to na pewno bylby wiecej wart niz twoja chujowa osoba.
Ej dajcie spokój, co chłopaki?
Kompilacja Éthiopiques 1: Golden Years of Modern Ethiopian Music jest rzeczywiście bardzo fajna. Ta muzyka bywa czasem dość monotonna, więc takie zestawienie wielu artystów prezentujących różne podejście do ethiojazzu jest dobrym pomysłem, bo mamy tu i jakieś etiopskie smuty, i murzyńską energię, i free spirytuale z kadzidłami. O wiele lepszy album na początek niż ten Mekurya, od którego zaczynałem. Trochę nierówne utwory, jak to na kompilacjach bywa - kilka jest świetnych, sporo fajnych, kilka odstaje (zwłaszcza utwory Tèshomè Meteku), ale w zasadzie nic słabego nie ma.
^^ To widzę, że mamy podobne odczucia

Tak sobie założyłam ten wątek, sądząc, że udokumentuję całą serię dla potomności, ale nie wiedziałam jeszcze o istnieniu plebiscytu na album roku A biorąc pod uwagę mój ograniczony czas na muzykę (praca, mąż) będzie mi trudno się wyrobić żeby przesłuchać tam wszystko, nawet do listopada. Ewentualnie mogę sobie odpuścić rzeczy znane i takie, które nie mają u mnie szans na punkty, no ale po to jestem na tym forum żeby sobie wszystko usystematyzować, właśnie najlepiej rocznikami (i łącznie z tymi rzeczami którymi przestałam się interesować w jakikolwiek sposób 15 lat temu - typu Pink Floyd). Powinnam chyba zacząć słuchać kolejno od tej listy z 1967...Myślę, że to będzie już taka ewaluacja na całe życie i jak coś już skreślę teraz, to do tego nie wrócę wcale Rozważam nawet konto na RYMie

Więc raczej chwilowo bez Ethiopiques Może dla odpoczynku.
O, to może urządzimy plebiscyt Ethiopiques? To tylko 29 albumów w końcu

Słucham teraz Hailu Mergia & Ηis Classical Instrument: Shemonmuanaye. Późny album, bo z 1985. Niby typowe ethio, tylko że nietypowo zagrane: z moogiem i automatem perkusyjnym. Całkiem spoko, jeszcze bardziej hipnotyczne niż zwykle.

Rozważam nawet konto na RYMie

Cześć Lady Vengeance! Miło jest trafić na nową osobę na forum, która pisze ciekawie i sensownie o muzyce. Sądząc po liście Twoich ulubionych albumów jest szansa, że w zbliżającym się rankingu na najlepszy album 1971 roku ukonstytuuje się silna frakcja wspierająca Mwandishi.

Konto na RYMie to dobra rzecz. Sam długo podchodziłem do tego jak pies do jeża, ale, koniec końców, jakieś osiem miesięcy temu zarejestrowałem się. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że była to dobra decyzja. Ba, żałuję nawet, że nie zrobiłem tego znacznie wcześniej. Jest to dobre szczególnie dla osób, które przesłuchały (lub ewentualnie mają taki zamiar) tysiące płyt i chcą sobie to wszystko jakoś usystematyzować. Rejestrując się niedawno nie jestem w stanie odtworzyć wszystkiego dokładnie. Płyty, które słuchałem dawno temu nie nadają się specjalnie do oceny. Chyba że są to pozycje, które w miarę dobrze pamiętam. Inna sprawa, że po latach człowiek zapomina o wielu albumach, które słyszał w „epoce radiowej”. Dobrze jest sobie otagować przesłuchiwane płyty na RYMie (np. gatunek, kraj). Dzięki temu po kliknięciu w wyszukiwarce prywatnych zasobów mamy ładnie usystematyzowany materiał muzyczny z interesującego nas segmentu.

O, to może urządzimy plebiscyt Ethiopiques? To tylko 29 albumów w końcu

Słucham teraz Hailu Mergia & Ηis Classical Instrument: Shemonmuanaye. Późny album, bo z 1985. Niby typowe ethio, tylko że nietypowo zagrane: z moogiem i automatem perkusyjnym. Całkiem spoko, jeszcze bardziej hipnotyczne niż zwykle.


Cześć Lady Vengeance! Miło jest trafić na nową osobę na forum, która pisze ciekawie i sensownie o muzyce. Sądząc po liście Twoich ulubionych albumów jest szansa, że w zbliżającym się rankingu na najlepszy album 1971 roku ukonstytuuje się silna frakcja wspierająca Mwandishi.

Konto na RYMie to dobra rzecz. Sam długo podchodziłem do tego jak pies do jeża, ale, koniec końców, jakieś osiem miesięcy temu zarejestrowałem się. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że była to dobra decyzja. Ba, żałuję nawet, że nie zrobiłem tego znacznie wcześniej. Jest to dobre szczególnie dla osób, które przesłuchały (lub ewentualnie mają taki zamiar) tysiące płyt i chcą sobie to wszystko jakoś usystematyzować. Rejestrując się niedawno nie jestem w stanie odtworzyć wszystkiego dokładnie. Płyty, które słuchałem dawno temu nie nadają się specjalnie do oceny. Chyba że są to pozycje, które w miarę dobrze pamiętam. Inna sprawa, że po latach człowiek zapomina o wielu albumach, które słyszał w „epoce radiowej”. Dobrze jest sobie otagować przesłuchiwane płyty na RYMie (np. gatunek, kraj). Dzięki temu po kliknięciu w wyszukiwarce prywatnych zasobów mamy ładnie usystematyzowany materiał muzyczny z interesującego nas segmentu.


Cześć, przyjaciel mi powiedział, że powinnam Cię tu stalkować, bo warto. Mam nadzieję, że się nie obrazisz jeśli to zrobię

No właśnie, zamierzam przesłuchać tysiące płyt. Całkowicie się zgadzam, wiele rzeczy słyszałam w "epoce radiowej" (ładna nazwa!) i od tamtego czasu nie ruszałam wcale. W ogóle miałam kilkanaście lat przerwy w zainteresowaniu muzyką z przyczyn typowo życiowych, ale teraz z tych samych przyczyn - to sfera mojej prywatności, specjalne miejsce, w którym czuję się bezpiecznie i którego nikt z mojego otoczenia nie rozumie (przynajmniej nie w sensie tej muzyki, którą lubię najbardziej). Inaczej można by przecież zwariować w tej szarej, smutnej codzienności na trasie praca-dom-nic już na mnie nie czeka w życiu.

PS. Mwandishi to nie będzie mój nr 1 na pewno tam podawałam jeszcze coś innego z 1971
Ja od siebie polęcę jak nie znasz

Klimatem mocno przypomina muzę z dorobku Shakti i tak też sobie plumkają chłopcy. Szybko, pięknie i klimatycznie.
https://www.youtube.com/watch?v=XKh_Zvv0vUU

From The Caves of The Iron Mountain. Nie do końca dżez, ale jedna z ciekawszych propozycji inspirowana etnicznymi klimatami, wykonana przez rockmana.
https://www.youtube.com/watch?v=jEmRvk1NYcQ

^^ To widzę, że mamy podobne odczucia

Rozważam nawet konto na RYMie



I bardzo dobrze, bo to pomaga w usystematyzowaniu sobie przesłuchanej muzyki i ogólnie przydatna to rzecz.

ukonstytuuje się silna frakcja wspierająca Mwandishi.

Rejestrując się niedawno nie jestem w stanie odtworzyć wszystkiego dokładnie. Płyty, które słuchałem dawno temu nie nadają się specjalnie do oceny


Mam masę płyt o których pamiętam, że je słuchałem ale nie oceniam na RYM bo właśnie nie jestem w stanie tego zrobić więc czekają w kolejce na ponowny odsłuch. A i wspieram nie tylko Mwandishi ale i Zawinula!


Klimatem mocno przypomina muzę z dorobku Shakti i tak też sobie plumkają chłopcy. Szybko, pięknie i klimatycznie.
https://www.youtube.com/watch?v=XKh_Zvv0vUU

From The Caves of The Iron Mountain. Nie do końca dżez, ale jedna z ciekawszych propozycji inspirowana etnicznymi klimatami, wykonana przez rockmana.
https://www.youtube.com/watch?v=jEmRvk1NYcQ


Ej Roman, ale w tytule wątku jest ethio-jazz, nie ethno-jazz
Oj tam, posłuchać zawsze można ;f
No więc koncerty Mulatu w Polsce jak będą inne (a myślę że tak) to polecam można pójść z drugą połówką, mój mąż wytrzymał prawie 2 godziny koncertu, ruszał głową, klaskał trochę i nie pytał gdzie potem idziemy na kolację zespół był w składzie 8-osobowym i w sumie przez te 2 godziny (a miałam fajne miejsce na balkonie tuż nad sceną) człowiek zdążył się z nimi mentalnie zżyć chociaż absolutnie nie znam nazwisk tych ludzi, tak pięknie dało się zrozumieć Mulatu kilka aranżacji lepszych niż w studiu, Yegelle tezeta w wersji funk (tu akurat wolę oryginał).

Natomiast zespół na bank nie miał własnego akustyka co spieprzyło koncert. Mogę się założyć że znowu łapali studenta z polibudy co do końca semestru musiał zaliczyć praktykę i siedział z tyłu w swoich hipsterskich okularach i wysyłał snapy czy tweety "#Wrocław europejska stolica kultury, właśnie obsługuję koncert Mulatu Astatke" zamiast reagować na to co się dzieje na scenie.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   
 
  Ethio-jazz
singulair.serwis