|
[R/G] Pride of Albion - Dreadnought, 1/400
singulair.serwis |
Nie wytrzymałam. Zaczęłam...
Kupiłam wczoraj w kiosku wyczekanego Małomodelarzowego "Dreadnoughta", zmniejszyłam go na ksero do 1/400, przeleciałam internet w poszukiwaniu zdjęć oraz inspiracji. I znalazłam takie coś:
Obraz po prawej przedstawia Dreadnoughta w Plymouth, w roku 1906/07, czyli na samym początku służby, czyli w konfiguracji z Małomodelarzowej wycinanki. Obok jakiś niszczyciel - nie wiem jaki. Postanowiłam w tej roli wykorzystać HMS "Conflict" (rok budowy 1894, wydał Dom Bumagi, skala 1/200). Na zdjęciu po lewej z kolei urzekła mnie ogromna brytyjska bandera. Zdaję sobie sprawę, że to pewnie wynik zbyt krótkiego obiektywu, ale i tak wygląda to ładnie.
No i wczoraj nakleiłam wręgi na tekturkę... a ponieważ Ludzie Bywali orzekli, że zdjęcie zatekturkowanych wręg jest całkiem niezłym sposobem rozpoczęcia relacji, więc...
BTW. Zmniejszenie (nawet na moim podłym ksero) dobrze zrobiło pokładom - pojawiły się na nich wyraźnie widoczne cienie przy nadbudówkach, czyli tak, jak powinno być.
Głównym Konstruktorem Dreadnoughta mianował się Rudy Killer - korzystając z chwili nieuwagi zajął był dyrektorski fotel:
Dziś po południu zabiorę się za wycinanie szkieletu.
I tyle zostało z moich mocnych postanowień...
--
dnia Pon 7:44, 23 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Dżizas Krajst i wszyscy święci!
Katarzyna! Czy w twoim modelarskim "samochodzie" wysiadły hamulce??? Już mi palców u rąk zabrakło żeby zliczyć wszystkie na bieżąco prowadzone relacje... A tak na serio, dzięki za przypomnienie o rocznicy (jak by nie było - dość okrągłej) podniesienia bandery na okrętach, które od Rosjan dostaliśmy. Będzie z tego jakiś artykuł.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za Dreadnoughta. Chyba się na niego też skuszę. Zawsze mi się podobał. Tylko nie mam absolutnie żadnego daru do ożywiania historii w miniaturze tak jak Ty...
Lothar - bo ja mam taką manierę budowlaną, że robię kilka projektów na raz. Jak mi się jakiś znudzi, to przeskakuję do innego. Gdzie ten artykuł będzie? Kiedy? Już się oblizuję... Drednot wart jest swojej ceny. Kup i ciesz się, jako i ja się cieszę.
Jeśli go "Polska Zbrojna" kupi to u nich, jak nie - to gdzie indziej... Rocznica zacna. Ci co się polityka zajmują stwierdzą, że bluźnię, ale ja nie jestem politykiem tylko MARYNARZEM. Szacun wielki dla moich Kolegów, którzy kiedyś służyli na tych "czółenkach". Każdy, kto chociaż raz wżyciu "puścił pawia" bo go fala zmęczyła, wie o czy mówię...
Dobrze, że nie jesteś politykiem. Ja jestem marynarz teoretyk, ale mam dobrego kumpla marynarza praktyka. I też bardzo szanuję wszystkich, którzy pływali, pływają i pływać będą.
Zawstydzasz z tą ilością relacji Ale każdy ma inaczej, nie potrafiłbym pracować na dwóch projektach (choć przy Żurawiu,który wpadł mi znienacka miałem ochotę) Nic to trza skończyć Tego Japońskiego Ptaka i zamelować się na forum tez z jakimś drednotem (niekoniecznie od razu TYM drednotem ) Powodzenia w budowie
Panowie, dajcie spokój z "zawstydzaniem" i innymi takimi... Ja jestem człowiek samotny, wolny, nieposiadający rodziny, o którą musiałabym się troszczyć, niezamężny, bezdzietny, samodzielny, samorządny i samofinansujący się. Robię co chcę i kiedy chcę, bo mam sporo czasu, czego, zdaje się, większości normalnych ludzi brakuje. Dziennie jestem w stanie poświęcić na modelarstwo około 3 godzin, więc co się dziwicie...
Ja się nie dziwię, a Wy?
Prorok czy co? Samospełniająca się przepowiednia normalnie. Tomek, możesz podać najbliższe numery Lotto? Kasiu, Ty już nie jesteś właścicielką stoczni. To już jest Koncern Stoczniowy! Jeszcze farba dobrze nie wyschła w tym MM, a tu proszę... A tak na poważnie to naprawdę podziwiam Twoje tempo, zapał i chęci do modelowania. Tak trzymać!
Pozdrawiam.
No i pięknie... Tak się dałem wmanerwować. "Dreadnought" spłynął do mojej pracowni. Jak mi szczena grzmotnęła o pokład to chyba sejsmografy w Japonii podskoczyły. 25 arkuszy części Ludziska - "toż to szok"! Jak ja go kiedyś skończę to mi chyba będzie można emerytrę dać... Jak znam życie, Koleżanka Katarzyna za to "zakurzy" kapciami, zobaczymy najpierw siwy dym, a zaraz potem gotowy model. Ja wymiękam. Kasiu - powodzenia!
Krzychu, wstyd mi. Naprawdę nie chciałam zdominować mikroforum
Wczoraj złożyłam szkielet Dredzia - cud miód i orzeszki, składał się sam - umocowałam na podstawce roboczej (na pohybel Republikom Bananowym!) zaglutkowałam, przywaliłam na noc dwiema ciężkimi książkami. Rano obejrzałam - nadal cud miód, nic się nie skrzywiło, no lubię gościa po prostu! (Gościa czyli Dredzia. Dla Pana Projektanta wyrazy należnego szacunku i poważania).
Zdjęcia specjalnie dałam takie bałaganiarskie, żeby było widać rozmiar tego potwora. Największy okręt, za jaki się do tej pory zabrałam! Dobrze, że w szafie mi się mieści... Dzisiaj zamierzam się zabrać za pokład, czyli zejściówki, kluzy kotwiczne, etc. Zejściówki Pan Projektant zaproponował albo jako zupełnie uproszczone (narysowane na pokładzie), albo ciut bogatsze (płaskie, wydrukowane trapy wpuszczone w dziurę w pokładzie). Chyba zrobię porządne trapy ze schodkami, jak szaleć, to szaleć...
Do gotowego modelu to jeszcze ho-ho! Ale mam już obiecaną podstawkę pod niego: 50 x 25 cm
Ja jestem człowiek samotny, wolny, nieposiadający rodziny, o którą musiałabym się troszczyć....
Miau ? Miau ?? MIAU !! ...foch...
...chociaż z drugiej strony.... nie trzeba z nimi odrabiać matmy nie trzeba pilnować, z kim się zadają (a póki co posiadanie niewielkich ilości kocimiętki na własny użytek to niska szkodliwość społeczna) wypuścić do ogrodu - to sobie nałapią latających/biegających kalorii gdyby jeszcze potrafiły wyszczotkować po sobie fotele...
Pozdrowionka ZzB
P.S. Proponuję nową jednostkę miary w systemie SI - 1 Viltianus = 1 model / 1 tydzień
A nie, miaukuny zasuwają razem ze mną w stoczni. I faktycznie nie trzeba z nimi odrabiać matmy. Ani odwiedzać teściowej. Ani jeździć z rewizytą do nudnej koleżanki ciotki. Ani - przede wszystkim - GOTOWAĆ OBIADÓW! Przychodzę z pracy, otwieram puszkę miaukunom, otwieram puszkę sobie, zmywam miski po miaukunach, zmywam miskę po sobie i fru, do modeli Foteli też nie muszę szczotkować. Fotel mam już do imentu obdrapany.
Krzychu, wstyd mi. Naprawdę nie chciałam zdominować mikroforum Kasiu, no co Ty, żartujesz??? Właśnie bardzo dobrze, że tyle robisz bo raz, że coś się dzieje, dwa modelarze/projektanci* gnuśni i nieużyteczni mają motywację do robienia, a że czasami ten i ów w zaciszu domowym sobie westchnie.... Ja sobie zawsze z chęcią zerknę co nowego słychać w Twoich relacjach.
Pozdrawiam.
* niepotrzebne skreślić.
A nie, bo miałam takiego strita: wpadła baba na forum, bombę rzuciła, rozpirzyła w drebiezgi i jeno siwy dym został. BTW. Ja facetów nie biję. Ja na nich, wystarczy, znacząco popatrzę Brak relacji oczywiście nikomu nie grozi - chyba że wojna wybuchnie albo co.
Tak, no to teraz masz w plecki. Jak coś cię zastopuje w pracy na, nie daj Boże, dłuższy czas to pajęczyny zaczą się pojawiać na ekranie, zegar na forum stanie Do dzisiaj w niektórych firmach jest taka zasada, żeby nie dawać z siebie wszystkiego, bo szefo podkręci śrubkę. Całe szczęście, że tu wolność rządzi. Pasy zapięte.
Trzymać się dzieci! Nowy projekt Kasi już tu leci!
Zapinam pasy, zakladam kask i kibicuję! Niezłą kobyłę sobie wybrałaś
Tak nawiasem, to mam nadzieję, że kiedyś zobaczę model Cristiny Augusty
Pozdrawiam!
Ja już dawno wymiękłem jak patrzę się co ta niesamowita kobieta wyrabia - normalny wiatrak albo "karuzel" na forum. Nie tylko zapiąć pasy ale i dobrze ścisnąć pół..., te, no jak im tam, a zresztą...
Dziennie jestem w stanie poświęcić na modelarstwo około 3 godzin Też bym tak chciał. Jak mam 1-2 godziny w tygodniu to się cieszę.
A ja to se mogę tylko popatrzeć.
Ruderigo - "dawcę narządów" do Cristiny Augusty (czyli GPM-ową wycinankę pancernika "Viribus Unitis") już mam. Potrenuję na Dredziu i wezmę się za CA
Zaś wracajęcy do Dredzia: z własnej winy nadziałam się na pierwszego zonka przy budowie. Otóż kserując i zmniejszając wycinankę nie zwróciłam uwagi, że ksero obcięło mi koniuszek pokładu:
w prawym dolnym rogu - ok. 1 - 1,2 mm na końcu pokładu i fragment waterwajsa. Dorysowałam sobie kształt pokładu ołówkiem, wycięłam, poskładałam, wycięłam otwory na zejściówki i na barbety wież (za dużo: z rozpędu wycięłam też dziurę na barbetę wieży A), nakleiłam na szkielet.
I po chwili doszłam do wniosku, że jednak wygląda to... ech... dziadowsko. Postanowiłam raz jeszcze skserować cały pokład i nakleić go na wierzch, jako dodatkową warstwę. Już skserowałam, kleić będę dziś wieczorem. Zaś korzystając z okazji przeszlifowałam "stary" pokład na gładko papierem ściernym:
Przygotowałam też sobie elementy górnego pokładu (w wycinance zwanego "flying deck"). Wycięłam póki co dziurę pod spiralne schodki prowadzące gdzieś w głąb:
No i tyle na dziś. Teraz macie ode mnie 3 dni spokoju, jutro biorę urlop. A tu zastępca gł. konstruktora, hrabianka Glajda, przy pracy:
Przez weekend prace nieco posunęły się naprzód. Najpierw zajęłam się klapami do zsypni węglowych. Na wycinance były to po prostu narysowane szare kółka - jakieś to takie... eee... W oryginale te klapy wyglądały mniej więcej jak dzisiejsze okrągłe studzienki kanalizacyjne - wpuszczona w pokład klapa z wytłoczoną (?) w metalu kratką. Czyli żadnych klapek naklejanych na pokład... ale jak narysować ową "kratkę"? Podeliberowałam, wzięłam ołówek 0,5 mm, schowałam grafit i końcówką powyciskałam kółeczka wewnątrz narysowanych klap. Następnie w każdy taki środeczek ostrożnie zapuściłam po małej kropelce rozrzedzonego Armor Washa:
Następnie zrobiłam szkielet flying decka:
...postawiłam ścianki nadbudówki, położyłam sam flying deck:
I zaczęłam histeryzować, bo odcienie na ksero wyszły... no, niemal jakby Dredzio był w wielobarwnym kamuflażu jakimś. Trudno. Męska decyzja: malujemy całość. A skoro malujemy, to i szpachlujemy styki. Wprawdzie połączyły się dość ładnie, ale skoro mogą być jeszcze ładniejsze...
I w zasadzie na tym szpachlarsko-szlifierskim etapie znajduję się do dziś. Dzisiaj rano położyłam na zaszpachlowane miejsca pierwszą warstwę farby - oczywiście jeszcze będę całość szlifować.
Weszłam w fazę prac międląco-ścibolących przy kadłubie. Czyli szlifowanie, przecieranie, odtwarzanie linii podziału blach i bulajów, wygładzanie et consortes. W tej chwili mam jeden wielki syf na okręcie:
Klapki ponaklejałam, zawiaski nagniotłam igłą, ale malowanie dopiero jutro.
Zabrałam się też za kluzy kotwiczne. Autor zalecał dokleić je od spodu do pokładu PRZED przyklejeniem burt: dla mnie takie rozwiązanie było zbyt trudne, więc najpierw połączyłam burty z pokładem. Same sklejki miały fajny, ładnie narysowany kształt - jeden zonk: na szerokość (grubość) były stanowczo za duże (promień koła sklejonej części o ok. 0,6 mm większy niż promień kluzy na burcie). Prawdopodobnie to mój błąd, nie odjęłam przy wycinaniu grubości papieru (ale i tak nie wiem, jak bym to miała zrobić nie psując kształtu części). Tak więc kluzy owszem wkleiłam, ale czeka mnie teraz uczciwe szlifowanie i wygładzanie wlotów i wylotów.
Co to jest to szare paskudztwo, którym zagruntowałaś stewę dziobową?
Farba akrylowa Vallejo o nazwie Cold Grey. W tym odcieniu pomaluję całe zewnętrze Dredziowego kadłuba.
Posprzątałam trochę syfu na okręcie. Oczywiście farba wyciągnęła na wierzch jeszcze sporo nierówności, które dalej będę gładzić. I drabinki na nadbudówce zamontowałam. Blaszane.
Poza tym głównie zajmowałam się kluzami kotwicznymi. Zrobiłam je z drucika:
Spłaszczyłam na pilniku, ale i tak mi się nie podobają. Chyba zrobię od nowa, z papieru. I zdjęcie ostatnie - inspektor nadzoru przy pracy:
A nie lepiej było brać gotowego 1:400 z JSC niż przeskalowywać tego?
E-e-e... za dużo bym się narobiła dorabiając części
Poprawiłam kluzy:
Są papierowe, normalne, pogrubione ociupinkę lakierem bezbarwnym. Jeszcze je oczywiście muszę dopracować.
Złożyłam wczoraj barbety dział artylerii głównej i zamocowałam półki pod sieci przeciwtorpedowe:
Barbety są bardzo ciasno spasowane, tzn. wręgi trzeba wycinać po "wewnętrznej-wewnętrznej" linii obrysu. W dziury w pokładzie też wchodzą ciasno, za wyjątkiem wieży A, dla której dziura w pokładzie jest ciutkę za duża.
Teraz quod attinet półek na sieci. Projektant kazał je nakleić na brystol. W oryginale były to cieniutkie blaszane "parapety" z podwiniętym do dołu rancikiem:
Nie wymyśliłam, jak podwinąć rancik, zresztą mam wrażenie, że w skali 1/400 byłby to element mniej więcej grubości warstwy farby - więc zrobiłam półeczki płaskie, z cienkiego maszynowego papieru. Jutro biorę się za malowanie pokładu.
A nie lepiej było brać gotowego 1:400 z JSC niż przeskalowywać tego? -model JSC, nawet ten wznowiony - poprawiony- jest jednak uboższy w szczególy, więc i tak Kasia musiałaby to dorabiać, wraz z solidniejszym szkieletem, i do tego zamalowywać detale tylko zaznaczone nadrukiem i zaznaczać lokalizację niekoniecznie taką samą w odmiennych opracowaniach! A samo przeskalowanie... od tego jest ksero...
Kolor zdecydowanie za ciemny, ale traktuję go wyłącznie jako podkład. Będę Dredzia rozjaśniać i cieniować.
No to ruszyły prace wyposażeniowe na okręcie Najpierw założyłam wąskie metalowe ranciki wokół barbet - o takie jak na rysunku:
W wycinance ich nie było. Po zmontowaniu armat pewnie nie będzie ich widać, ale co mi tam. Jak szaleć, to szaleć
Zmontowałam frontową i rufową ściankę nadbudówki pokładu łodziowego, przykleiłam jakiegoś dziabonga na pokładzie. I oczywiście wstępnie pomalowałam pokład (jeszcze go będę rozjaśniać i porządkować).
Witam! Idziesz jak burza! Kasiu, nie gniewaj się, ale jedną rzecz przydałoby się poprawić:
Można by ściąć na dole to "coś", trochę szpachlówki w szparę u góry i delikatnie przeszlifować. Pewnie na żywo to tak się nie rzuca w oczy, ale jest i po co ma szpecić model.
Pozdrawiam.
Nie gniewam się, święta racja. Aczkolwiek nie wiem, co to jest Dziękuję.
Tego czegoś już nie ma Było glutkiem z kleju. nie usuniętym w porę.
Byłam przez weekend w Inowrocławiu, więc zrobiłam niewiele. Zaczęłam się bawić z wyposażaniem pokładów i pomostu łodziowego. Strasznie bałaganiarsko to robię, jedną klapkę tu, inną szafkę tam - w sekwencji "jak-mi-się-chce" i jak mi części podejdą na arkuszu. Na tym etapie budowy tak można.
Jak na razie najwięcej radości przysporzyło mi 18 malutkich wywietrzniczków, rozsianych dość przypadkowo po całym pokładzie. Dumna jestem, że znalazłam miejsca lokalizacji ich wszystkich
Na Dredziu dalej bawiłam się detalami. Włazy na pokładzie łodziowym (jedna klapka krzywo przyklejona, wiem), dwie paćnięte na czarno wyciągarki obok włazów, trzy małe pudełeczka nadbudówki rufowej (jedno trochę wymęczone, ciasno tam było).
Pojawił mi się pierwszy zonk. Mianowicie: 1. Dredzio uzbrojony był w 27 dział 76 mm, 2. W wycinance są 22 sztuki w/w dział, 3. Pan Projektant pisze o 10 sztukach montowanych na pokładzie łodziowym oraz o 8 zaślepkach ZAMIAST w/w dział na pokładzie rufowym i dziobowym.
Pytanie do znawców: dlaczego w wycinance nie ma wszystkich dział? Czyżby w 1907 roku Dredzio jeszcze ich nie miał? Z wielką chęcią zrobiłabym wszystkie...
Ogłosiłam dziś w mojej stoczni Międzynarodowy Dzień Małego Pudełeczka. I zgodnie z deklaracją zrobiłam ileś tam Małych Pudełeczek, czyli różnych włazów, świetlików, et consortes. I jedną sztukę kominka. Póki co z krzywym kapturkiem.
Jutro być może kolejna edycja Dnia Małego Pudełeczka. A może będę obchodzić Międzynarodowy Dzień Czegoś Innego
No to... Małego Pudełeczka Dzień Drugi
Na rufowym pokładzie większość pudełeczek już jest; upewniłam się, że jednak trzeba tam będzie dostawić działa 76 mm, bo jakoś łysawo to wszystko wygląda. Olinowanie do żurawików pudełeczek zrobię na końcu, żeby w razie przypadkowego zdemolowania całości rękawem mniej mieć do naprawiania Podlazł mi też pod nożyk jeden z falochronów. Sam chciał. Przykleiłam go.
Przez weekend zrobiłam i ustawiłam 10 działek 76 mm:
Tu widać, że podstawy wyszły mi nieco za wysokie, choć i tak nie zrobiłam wewnętrznych wręg i choć wycinałam po wewnętrznej. Potem zamknęłam pokład nadbudówki i zabrałam się za robienie rusztowania pokładu łodziowego. Autor sugerował użycie drucika albo listewki, ja wzięłam kwadratowe profile Evergreena o boku 0,5 mm. Kleiłam je klejem do plastików Oczywiscie budując rusztowanie strzeliłam babola - dwa "patyczki" przesunęły mi się o ok. 1,5 mm w stronę rufy, co potem zmusiło mnie do rozklejenia ich i zamontowania od nowa. Wniosek: rusztowanie trzeba robić ściśle na szablonie. Tak rusztowanie wyglądało przed zakryciem pokładami (i jeszcze z w/w babolem):
A z pokładami tak:
Następnie wzięłam się za kolejne Małe Pudełeczka, jakieś falochrony, świetliki, zejściówki et consortes. Myślę, że kolejnym etapem będzie okolica dziobowa, czyli kabestany, kluzy, łańcuchy i cała reszta ustrojstw okołokotwicznych.
Zauważyłam dziś u siebie pierwsze symptomy zmęczenia Dredziem; normalna rzecz. Za parę dni pewnie w ogóle nie będę mogła na niego bez abominacji patrzeć, wtedy go na chwilę odstawię - a w przerwie będę robić "Conflicta". Póki co szybciutko nakleiłam Conflictowe wręgi na tekturkę:
Na samym Dredziu zrobiłam kolejne ileś tam Małych Pudełeczek, tym razem w okolicy kwatery admiralskiej. Szafki, sama kwatera, początek dalmierza.
Pomalutku się zapełnia... Piękna robota, sam smaczek! Pozdrawiam
Pomalutku Mi by to zajęło z pół roku Super to wygląda. Patrzę, ale się nie odzywam, bo ciężko gadać ze szczęką na stole Pozdrowienia. Tomek
o to, to, to...
Ponieważ dramatycznie wręcz nie chciało mi się robić kolejnych 6 Małych Pudełeczek przy barbecie wiezy A, więc, zabrałam się za trapy i bębny linowe. Trapów, tych zapewniających komunikację wewnątrz nadbudówki, zrobiłam ze 7 albo 8 (tyle się na razie dało), bębnów kilkanaście (przyczyna jw.)
Część tych ustrojstw chyba nawet na zdjęciach widać, Bębnom oczywiscie pomaluję na czarno rolki, trapom dorobię porączki. Trapy powinny być schodkami, nie drabinkami - z lenistwa zrobiłam drabinki. Zabiłabym się własną pięścią, gdybym musiała to dziergać z papieru, a blaszane schodki, które mam, są o wiele za szerokie. Poza tym większość owych trapów ginie wewnątrz struktury nadbudówki. Ale generalnie - zrobiłam drabinki (i to z blaszki), bo jestem leń.
Szukając na rysunkach miejsca na przyklejenie trapów sięgnęłam po "Anatomy of the Ship" - i znalazłam na rzutach perspektywicznych coś ślicznego. Popatrzcie na ambrazury nadbudówkowych dział 76 mm:
Są zamknięte klapami, dzielonymi, otwierającymi się w dół. Smaczne. Te klapy, co zrobiłam, przykleiłam źle - logicznie rzecz biorąc powinny opadać do końca, żeby nie ograniczać ruchomości luf. Poprawię.
Z rzeczy nieco większych dokończylam dalmierz i postawiłam pierwsze piętro pomostu dowodzenia:
Strasznie mnie w tej chwili denerwują dziurawe, puste barbety: niewykluczone, że zrobię działa, żeby się bez sensu nie złościć
Kasiu Odnoszę wrażenie, że Ciebie denerwuje każdy model, nawet nie rozpoczęty Dlaczego Dlatego, że nie jest jeszcze skończony Chyba to wyjaśnia Twój zapał do pracy Tylko czym wywołać u siebie taką modelarską złość Pozdrawiam. Tomek
Tomek, wrażenie absolutnie słuszne Patrzę na rząd kserówek na półce przy biurku i sama na siebie się wściekam: czemu, stary leniu śmierdzący, jeszcze ich nie zrobiłaś? Zadanie niewykonane, żołnierzu!!!
Oto, proszę Państwa, przedstawiam Wam cichego bohatera dzisiejszego poranka! (Fanfary)
Mówiłam wczoraj, że denerwują mnie puste barbety? Mówiłam. Przyszedłszy wczoraj z pracy (dużo później niż zwykle) tylko przejrzałam części do wież działowych i poszukałam w magazynku lufy. Uzgodniłam sama ze soba, które wręgi bedzie można uprościć (projekt przewiduje wycinanie i sklejanie ze sobą 2, a czasami nawet 3 wręg - mnie z racji mniejszych rozmiarów modelu wystarczy jedna) i poszłam spać. Dziś rano ruszyła budowa wież. Składały się ślicznie, cud-miód i orzeszki. Górna pokrywa wchodzi do środka sklejki ścianek bocznych. Założyłam lufy, starannie umocowałam je w środku wież superglutem. Przykleiłam pierwszą pokrywę, odstawiłam wieżę na bok i z dumą zaczęłam ją podziwiać. Śliczna. Tylko co te lufy jakieś takie krótkie? Dredzio miał armaty długaśne, a tu mi jakieś kikutki z wież wystają? Co zrobiłam źle? Za głęboko je wkleiłam, oczywista. Szybka decyzja, jak to naprawić. Możliwość pierwsza: wszystko won, lufy do recyklingu, budować nowe wieże. Możliwosć druga: spróbować rozkleić, a nuż się uda, wywalić zawsze zdążę. Złapałam debondera i chlup do środka. Rozkleiło się, trochę z przygodami, ale rozkleiło. Jestem pełna uznania dla jakości projektu i sklejalności modelu: na powrót poskładać wieże po takiej brutalnej operacji, no! Na koniec dnia pracy wstawiłam wieże w barbety. Oczywiście nie są jeszcze oszlifowane, jedna z luf wiezy X wymaga skrócenia o ok. 0,3 mm, itd. W barbetach siedzą nierówno, bo nie chciałam ich tam na siłę wpychać (były jeszcze mokre).
BTW. W tej chwili denerwuje mnie brak masztów na Dredziu...
Wieże faktycznie miodzio. Widać niewielkie szczelinki na połączeniu pokrywy górnej ze ściankami, ale myślę, że jeszcze nad nimi będziesz pracować. Obserwuję dalej, choć nie bardzo nadążam Pozdrowienia. Tomek
No właśnie zaczęłam pracować przy wieżach. Przeszlifowałam je po raz pierwszy, wyrównałam długości luf, pomalowałam doły i boki. Jest dużo lepiej niż sądziłam, znaczy jest to naprawdę dobre opracowanie, skoro po debonderowej masakrze tak niewiele się zniekształciło. Podolepiałam też jakieś małe podeściki u dołu wież.
Zabrałam się też za podesty na pokrywach, ale na razie zrobiłam tylko dwa. Podesty powinny być równo z górną płytą wieży, znaczy będę musiała zeszlifować uskoki.
Dostawiłam parę Małych Pudełeczek przed wieżą X, ale chyba nie widać ich na zdjęciach.
Jakem się odgrażała, takem i zrobiła: Dredzio dostał ode mnie pełne 3 dni wolnego. Przez święta nawet go nie tknęłam - dopiero dziś rano do dziada zatęskniłam. Bawiłam się "uzbrajaniem" wież działowych w różne głupotki, typu podesty, paski przeciwpoślizgowe, ustrojstwa kierowania ogniem. Po poskładaniu wyglądało to tak:
Na pozostałych wieżach jest z grubsza tak samo. Paski przeciwpoślizgowe zrobiłam z taśmy Tamiyi, drabinki blaszane. Dokleiłam na pokład kilka kolejnych Małych Pudełeczek, pomalowałam wieże (po raz pierwszy...)
I Dredzio ze swoim następcą na jednej z moich stoczniowych pochylni:
Niewiasto, litości!!! Czy ja dobrze widzę, że na tapecie jest jeden z naszych "ptaszków", ale z tych pierwszych, pokajzerowskiej proweniencji?
Bardzo dobrze widzisz. ORP Pomorzanin II, okręt hydrograficzny, przebudowany z ORP Mewa. Wycinanka WAK przeskalowana z 1/100 do 1/400. Za chwilę założę mu relację.
Litości? Czemu? Przepraszam...
Litości ze względu na tempo i ilość jaką prezentujesz w porównaniu z moimi możliwościami. Ja nie mogę się z byle g... które mam na tapecie wygrzebać, a tutaj... No, ale sądząc po wpisach na forum to nie tylko moje odczucia. Nie zazdroszczę, tylko podziwiam i przyniosłem sobie wygodniejszy fotel do pierwszego rzędu . Pozdrówka
Ale bo ja jestem człowiek samotny, wolny, bezdzietny, bezrodzinny. Ja naprawdę mam dużo czasu. BTW. No mercy
I tak trzymać Żadnej litości A może nawet jeszcze więcej okrucieństwa Niech wytrwają tylko najsilniejsi psychicznie Pozdrawiam. Tomek
Moje tajne, indiańskie imię, to Cicha Okrutnica Wstaję sobie rano, kole drugiej znaczy. Nakarmię mruczki, zrobię sobie kawę i wychłepczę ją. Jest druga czterdzieści. Z domu muszę wyjść o szóstej piętnaście. Co by tu zrobić z tak mile rozpoczętym porankiem? A... Dredzio w szafce samotny cierpi...
Zabrałam się za wyposażanie pokładu dziobowego - zbudowałam jeden, za to największy, kabestan, jakieś szafeczki, jeden świetlik:
W okolicy maszynowni dobudowałam w końcu dwie zaległe wyciągarki (to te białe kupy, docelowo oczywiście będą czarno-szare):
Dobrze byłoby czasem pamiętać, że tajne indiańskie imie to sprawa, nomen omen, poufna, ściśle tajna, wewnątrzplemienna, której się nie zdradza publicznie... No comment... A.
dnia Śro 7:16, 27 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Czasem trzeba
No nie A ja myślałem, że my tutaj to jedno, zgrane i chore na modelarstwo plemię Czyżby nie
A propos indian przypomniało mi się stare inkaskie, mądre porzekadło:
"Aisarak eipud w am aisa"
W oryginale porzekadło brzmi odrobinę inaczej, ale mogło by zostać źle odebrane, a przecież chodzi o dobry nastrój.
Nie wiem, czy to było rzeczywiście tak popularne wśród całej inkaskiej społeczności, czy też jednak może raczej wewnątrz klanu dostarczycieli płodów morza... A.
dnia Czw 7:03, 28 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
a od kiedy to karasie pływają w morzu???
Jak nas Mod z Adminem popędzą za głupoty...
W porządku, palnęłam bezmyślną głupotę, przepraszam wszystkich. I nawet nie mogę obiecać, że wiecej nie będę...
Przyleciałam wczoraj z pracy do domu kąśliwa jak osa i nabuzowana jak kibic piłkarski, i z tej złości wzięłam się za szukanie profili kwadratowych o boku 0,5 mm. Których to profili, wiedziałam, na pewno nie mam. Znalazłam trzy niedługie kawałki, na próbę przycięłam, czy starczy na rusztowanie pomostu nawigacyjnego... - starczyło. No to skleiłam w/w rusztowanie, coby mi się patyczki po szufladzie nie walały:
Nie ma jeszcze wsporników ukośnych do skrzydeł pomostu (okrągłe, 0,36 mm średnicy). Dzisiaj je dorobię. No, a skoro mam już rusztowanie, to w sumie i sam pomost mozna zacząć budować... - nieprawdaż?
Zrobiłam też zewnętrzny reling wokół admiralskiego pomostu spacerowego. I zaczęłam myśleć nad wewnętrznym. Coś tam podmalowałam, kolejny świetlik dostawiłam na pokładzie dziobowym. Wszystko.
W porządku, palnęłam bezmyślną głupotę, przepraszam wszystkich. I nawet nie mogę obiecać, że wiecej nie będę...
Eee... przepraszam... że co?! A za co niby...?!!! To chyba nie w tym kościele dzwonią, łaskawa Pani...!!!
dnia Czw 7:33, 28 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Też nie widzę powodu do przeprosin. A jeśli porzekadło było przyczyną, to ja przepraszam. Ot taki mały, kompletnie oderwany od tematu of topic mi się zdarzył.
Postaram się w punktach, może będzie mi łatwiej bo mniej poruszania ustami: 1. "Tyż" nie wiem za co Kasia przeprasza, przychylam się do teorii, że pomyliła wątki, a może i w ogóle fora. 2. Jestem "za" żeby ryby zostawić w spokoju, niech nam dojrzeją jako zakąska do ewentualnego, oby w końcu!!!, spotkania. 3. Rozsiadamy się wygodnie w pierwszym rzędzie (-panie barman, poproszę cztery wódki ale kieliszki ustawić w dwóch rzędach, -dlaczego?, -bo lekarz mi powiedział, żeby w pierwszym rzędzie nie pić) i oglądamy continously narodziny Dredzia made by Kasia. Pozdrówka
Ad. 1. Przepraszałam za tzw. radosne, bezmyślne głupkowanie i za ogólny samozachwyt, w który chyba zaczęłam popadać. Ad. 2 Najpóźniej to się chyba na "Darze" zobaczymy, może na Shipreplice, ale może wcześniej u nas na Morenie, 21-22 maja? Ad. 3 Napijmy się... Mleko acidofilne rulezz...!
Dramatycznie nie chciało mi się dziś robić wyposażenia pomostu nawigacyjnego, więc postawiłam kolumny obu masztów:
U góry oba nierówne, przytnę je, jak wyschną. Teraz spokojnie będę mogła robić relingi i reflektorki, na które od paru dni mam już chrapkę. Zbudowałam też dwa kabestany na dziobie i trzy "fajki", przez które łańcuch kotwiczny wychodzi na pokład:
W wycinance "fajki" mają przekrój kwadratowy (ale już na rysunkach montażowych okrągły), w "Anatomii okrętu" też są okrągłe. Zrobiłam okrągłe.
Ad. 1 ...za ogólny samozachwyt, w który chyba zaczęłam popadać. Ad. 2 może wcześniej u nas na Morenie, 21-22 maja?
Ad. 1 - niebezpodstawny...!!! Ad. 2 - mam nadzieję, że to będzie możliwe... kierownictwo Domu Kultury jeszcze się waha, czy warto się w ogóle angażować w imprezę dla takich, co to tylko figurki, domki i stateczki z papieru czy plastyku robią... Ani tego za bardzo widać, ani słychać na zewnątrz...!
Ad. 1 - tak czy owak niepotrzebny. Ad. 2 - nie kracz. A najwyżej zrobimy imprezę u mnie pod blokiem na trawniku. Wiaderko twarożku, literek mleka, na zagrychę kilo jabłek i jechane
Dziwny trochę kolor pokładu dla mnie, będziesz coś z tym robić czy to tak zostaje ??
Będę, będę... Przede wszystkim go odżółcę.
Parę dni temu, zabierając się do budowy rusztowania pomostu nawigacyjnego, zaczęłam się zastanawiać, w jakiej kolejności powinnam budować znajdujące się tam elementy. Problem wyglądał następująco: jeśli najpierw obuduję relingami spacerowy pomost admiralski, wtedy konstruując rusztowanie na pewno sobie owe relingi rozwalę. Jeśli natomiast najpierw zrobię rusztowanie, nie dam rady porządnie zrobić wewnętrznych relingów. Podumałam, pojojczyłam, zdecydowałam się kupić relingi fototrawione.
Użyłam ich tylko na nadbudówce, zewnętrzne będę już robić sama.
No a potem nadszedł czas na kominy... Same siatki składały się fajnie, problem zaczął się przy drucianych kapach. Big trauma... Za chiny nie wiedziałam, jak to zrobić. Z drutu, tego jednego byłam pewna. Pojęczałam, pomarudziłam... coś tam zmajstrowałam. Sekwencja budowy:
Widywałam już ładniejsze, nie przeczę.
Dziś zaczęłam drutować kominy, obudowywać je rurami parowymi, etc. Wyglądają tak:
Zaintrygowały mnie podwójne linki z boku kominów, po 8 elementów na każdym kominie. U góry i u dołu kończą się bloczkami, jak, nie przymierzając, flaglinki. Wie ktoś, co to może być? Na "Queen Mary" wyglądało to tak (fragment rendera z najnowszych "Okrętów"):
I na koniec - tak Dredzio wyglądał dziś rano:
Dredzio pięknie nabiera kształtów i ładnieje z dnia na dzień A te pionowe druty na dachu pomostu nawigacyjnego to przeciw gołębiom czy mewom Wybacz żart Myślę, że to zaczątek własnoręcznych relingów. Prawda Pozdrawiam. Tomek
przede wszystkim przeciwko nisko przelatującym krytykantom... ...ale tak na poważnie to masz rację - oczywiście, to kiełkuje samorodny reling; w celu stymulacji kwitnienia wymaga regularnego podlewania mlekiem acidofilnym...
Pozdrawiam Andrzej
Reling wykiełkował i już nawet zakwitł Postanowiłam sobie z grubsza powykańczać pokład i pomosty, zanim zabiorę się za bomy do sieci przeciwtorpedowych i za wyposażanie masztów. Na forkasztelu postawiłam blaszany reling:
I... no nie wiem... jakoś mi się on nie podoba. Za równy, za sterylny, za nieprawdziwy. Chyba nie lubię relingów z blaszek. Położyłam też łańcuchy kotwiczne. Stoperów jeszcze nie zrobiłam, kotwic też nie. Dokończyłam kominy (olinowanie, odciągi, rury parowe, pomościk, drabinki):
...oraz pomost dowodzenia i kompasowy:
(stolik na mapy na kompasowym jeszcze nie pomalowany).
Dredzio mia 13 różnego typu łódek. Żeby nie oszaleć ze szczęścia robiąc wszystkie naraz, zabrałam się za nie już teraz. Składają się ładnie, chociaż w tej skali sa tak kruche, że każdą muszę niemal w całości utwardzać glutkiem. Na razie powstały dwie - stoją w poprzek na pomoście łodziowym:
Buduje się trzecia, pinasa parowa:
Legary pod w/w pinasę, dwa reflektorki (póki co zrobiłam 4 z 12, te, których mam szansę nie zerwać rękawem podczas wyposażania masztów).
Zaczęłam też mocowania bomów do sieci przeciwtorpedowych - na zdjęciach dziobu widać małe okrągłe pypcie na burtach. To właśnie to
Większość dzisiejszego poranka upłynęła mi na zachwycaniu się rozsądnym a praktycznym morskim myśleniem Anglików. Zabrałam się albowiem za bomy do sieci przeciwtorpedowych. W wycinance są one - o czym zresztą projektant ostrzegał - mocno uproszczone, więc sięgnęłam po zdjęcia i rysunki z "Anatomii okrętu". Sam bom to prosty, dość gruby patyk, z haczykiem na jednym końcu, zwężony na drugim, zakonczony metalowym uszkiem. Jest jeszcze jedno uszko, w ok. 3/4 długości bomu; oba służą do przeciągania lin. W stanie złożonym bom górnym swym końcem dotyka półki na sieci (logiczne: z górnego uszka wychodzą liny, na których wiszą sieci; sieci leżą na półkach, więc nie może to być zbyt naprężone), zaś gdzieś między środkiem a górnym końcem bomu na burcie ulokowana jest drewniana, wyprofilowana podkładka, w którą wpasowuje się ramię w/w bomu.
I teraz, skąd mój zachwyt. Otóż, gdyby wszystkie bomy zaprojektować jako jednakowe, z podkładkami umieszczonymi w jednakowych miejscach, część nakładek wypadłaby albo na bulajach, albo uniemożliwiłaby otwieranie wywietrzników w burtach.Ale nie: każda podkładka jest indywidualnie ulokowana na burcie. Dla modelarza w praktyce oznacza to, że każdy bom trzeba wpierw na oko sklejać z podkładką, a potem mocować cały zespół na burcie. Praca niekłopotliwa z racji doskonałego spasowania modelu. Na końcach powinnam była zrobić uszka, zrobiłam kółeczka. Uszka zwiewały mi z pęsety, gdy próbowałam je spłaszczyć. Za jakiś czas przez kółeczka będę przewlekać liny podtrzymujące sieć.
Podłubałam też trochę przy parowej pinasie. Jeszcze trochę. Oczywiście docelowo kolory nie będą tak ostre jak są teraz, dodam trochę powietrza i błekitnego północnego wiatła.
Kasiu! Zmień, proszę, bomy na wytyki... (chyba, że jakiś fachowiec stwierdzi, że to jednak ja jestem w błędzie) Andrzej
Prace przy Dredziu weszły już w ten etap, że trzeba bardzo uważać na sekwencję czynności. Nie do końca przemyślane decyzje mogą skutkować pozrywaniem gotowych a nieopatrznie przyklejonych detali. Tak więc, starannie przemyślawszy kolejność pracy, założyłam wczoraj Dredziowi reling na przedniej części pokładu głównego (od krawędzi forkasztelu do barbet wież P i Q). Resztę relingu założę po zbudowaniu i olinowaniu masztu rufowego. Reling jest, jak widać, blaszany. Uznałam, że ręcznie robiony - choć miałam ochotę go dziubać - niepotrzebnie odróżniałby się od blaszanego na forkasztelu. Rad niewola wstawiłam blaszkę.
Pojawił mi się drobny zonk. Mianowicie w "Anatomii" napisano, że Dredzio miał potrójny reling wzdłuż całego pokładu głównego. Na zdjęciach - choćby tych, co załączyłam wczoraj - widać na rufie i śródokręciu fragmenty relingu podwójnego. Pan projektant narysował na forkasztelu reling potrójny, na pokładzie głównym podwójny. Podumałam, postanowiłam zrobić podwójny. Zgodnie ze zdjęciami.
Zaczęłam robić maszt rufowy.
Z niezawodnego evergreena. Na razie lekko skrzywiony, wyprostuję go naciagiem olinowania. Bomy ładunkowe są, olinowania do nich nie ma.
Skończyłam pinasę parową (pierwszą).
Pomalowana jest wyłącznie kolorami bazowymi, jeszcze przed cieniowaniem.
Zabrałam się za kolejną szalupkę, pokażę jak zrobię. Ustawiłam legary pod nią na pomoście łodziowym, i tu kolejny zonk - tym razem ewidentnie mój błąd. Odciągi komina zrobiłam tak, że nie dałoby się pomiędzy nie a komin wstawić łodzi (na drugiej burcie zrobiłam tak samo, już poprawiłam). Błąd łatwy do skorygowania, po prostu przekleję odciągi bliżej komina.
Sorki za jakość, akurat ta fota wyszła mi poruszona.
Etapem kolejnym będzie dokończenie masztu rufowego, a potem chyba trzeba w końcu zrobić stopery na łańcuchach kotwicznych i same kotwice, i idziemy w górę, w maszt główny...
Przez weekend zrobiłam nie za dużo, ale zawsze coś. Najpierw odkryłam, że ustawiając bomy ładunkowe masztu rufowego na skos zrobiłam błąd - w pozycji na baczność powinny one sterczeć pionowo. Poprawiłam.
Poza tym otaklowałam i uzbroiłam do końca maszt rufowy. Projektant nie przewidział drabinek do "bocianiego gniazda" ani na pomost reflektorów - dorobiłam je częścią posiłkując sie rysunkami z "Anatomii", częścią zdjeciami i zdrowym rozsądkiem. Dorobiłam też relingi na pomoście reflektorów i pomoście dalmierza na śródokręciu - na jednych zdjęciach są, na innych ich nie ma, rysunki tez bardzo różnie to przedstawiają. Ale dla bezpieczeństwa załogi lepiej, żeby były. Są.
Na pokładzie łodziowym pojawiły się kolejne 3 szalupy - jeszcze bez wioseł. Wiosła dorobię hurtem na końcu.
Zrobiłam też do końca relingi na pokładzie głównym: . Teraz przynajmniej mam sobie co rękawem urywać i na co się zlościć, jak mi się popsuje Dorobiłam "rynsztoki" na burtach i złożone wytyki łodziowe. I parę jakichś bomów, wytyków et consortes w różnych miejscach okrętu.
Analizując rysunki odkryłam też istnienie jednego nieuwzględnionego przez projektanta kominka, dwóch relingów oraz paru innych jeszcze smakowitych detali. W swoim czasie, jak zrobię, pokażę je wszystkie.
Wczoraj wieczorem zaczęłam podmalowywać pokład. Poniżej sekwencja. Zostało mi jeszcze wycyzelować każdą deskę cienkim pędzelkiem.
Prace budowlane kontynuowałam dziś rano. Zaczął powstawać maszt główny wraz z oprzyrządowaniem:
oraz bark admiralski:
Po ustawieniu masztu Dredzio nabrał naprawdę pięknego wyglądu!
Rzeczywiście coraz ładniejszy. Zaczyna mnie wciągać klejenie kartonówek, a dodatkowo, w czasie przyglądania się Twoim modelom zaczynam żałować, że kleję tylko samoloty. Mam nadzieję, że nie zarażę się na dobre okrętami, bo mój warsztat lotniczy chyba całkowicie musiałbym zamknąć Pozdrawiam. Tomek
Tomek - no to... powodzenia Samoloty w 400 też można robić. Jako wyposażenie pokładowe
Dzisiaj bawiłam się dalej wyposażaniem masztu, zrobiłam też prawie do końca bark admiralski. Zdjęcie barku wyszło poruszone, przepraszam.
A skoro już jesteśmy przy łódkach... Od kilku dni nie mogłam się doliczyć Dredziowych szalupek. Patrzyłam na rysunki i wychodziło mi, że powinno ich być 11, czasem że 12. Tymczasem dziś w końcu przeliczyłam wszystko dokładnie i wyszło 14. Uch. Gdzie ja zgubiłam dwie łódki...? Zrobionych mam 7. Ósma będzie parowa pinasa, na pokładzie łodziowym, miejsce dla niej mam. Dziewiąta i dziesiąta wiszą na fikuśnych żurawikach obok przedniego komina. Jedenasta i dwunasta poniżej, na wysięgnikach tuz nad pokładem głównym. Gdzie, u licha, mam postawić trzynastą i czternastą...?!
Znalazłam...
Ich miejsce jest (będzie) na rusztowaniu pomiędzy odciagami komina a samym kominem. Na zdjęciu - powyżej placków z nadrukowanym numerem 57. Jak ja je tam wsadzę...?! Powinnam była wcześniej na to wpaść, nie naciągać do końca odciagów, wstawić łódki, i wtedy naciagnąć. Teraz mogę mieć problem. No ale. Jak człowiek durny a bezmyślny, to potem musi kombinować. Jutro pokażę, czy mi się udało.
Łódeczki udało się zrobić i jakimś cudem wetknąć pod odciągi. Na szczęście mocno je swego czasu przykleiłam (te odciągi znaczy) i teraz pozwalały się lekutko naciagać. Uff. Ale generalnie na przyszłość - myśl, babo, myśl zanim przykleisz...!
Obie łódki przykryję brezentem.
Zrobiłam tez w końcu haki do bomów i dźwigów:
Póki co obscenicznie świecą gołą miedzią i nie są do niczego przymocowane, ale oczywiście ich tak nie zostawię. Przygotowałam też sobie bloczki do zrobienia olinowania dźwigów. Robi się kolejna łódka - pinasa parowa nr 2:
Ustawiłam też oba davidy i jakieś dodatkowe bomy przy nich. Nie wiem, czy coś widac na zdjęciach.
Dalsza sekwencja czynności będzie następująca: 1, wykończenie podkominowych szalupek (brezent), 2. 6 reflektorków i 2 działka 76 mm na pokładach nadbudówki i pomostu dowodzenia, 3. olinowanie bomów i dźwigów, 4. 2 łódki na davidach i 2 łódki wiszące na żurawikach z przodu nadbudówki, nad pokładem, 5. stopery łąńcuchów kotwicznych i same kotwice, 6. olinowanie masztów (w tym antenki), 7. słupki i sznurek tenta na pokładzie głównym, 8. sieci przeciwtorpedowe wraz z całym pokładowym oprzyrządowaniem i olinowaniem, 9. działka 76 mm na wieżach artylerii głównej, 10. trapy burtowe.
W okolicach punktu 6 będę musiała zmierzyć się z Big Traumą, czyli tym:
(zdjęcie pochodzi z renderów Queen Mary, ale istotę traumy oddaje doskonale: 4 sztuki koszyczkowych antenek!) Teorię robienia takich rzeczy znam, ale co z tego...?
Dobrze, że nie robisz tego modelu w skali 1:1000, tak jak Andrzej Brożyna.
Ehe... w tysiączce te antenki to by juz była nie Big Trauma a ceremonialne seppuku...
Punkt 1. i 2. z mojego harmonogramu zrealizowałam. O czym uprzejmie donoszę. Łódki (gig i galera) pokryte brezentem, reflektorki zbudowane acz jeszcze nie pomalowane, 2 działka zamontowane. Jutro zabieram się za olinowanie bomów. Aha, dokończyłam też (no, prawie...) pinasę parową. Jeszcze tylko koło sterowe jej zrobię i pachołki cumownicze, i porządnie pomaluję.
Przez cały weekend pracowicie wiązałam sznurki na Dredziu...
Nie opiszę tym razem dokładnie, co zrobiłam, zdjęcia tez nie pokazują wszystkiego. Nie jestem w stanie zogniskować obiektywu na pojedynczym sznureczku. Dość, że - posiłkując się rysunkami z "Anatomii" - zrobiłam całe olinowanie okrętu (minus traumatyczne koszyczkowe antenki i minus flaglinki - jeszcze czekają na zrobienie), olinowanie do załadunku węgla a teraz dziubię olinowanie sieci przeciwtorpedowych. Olinowanie "węglowe" zdecydowałam się zrobić, chociaż mam niemal pewność, że było ono zdejmowane (nie zamocowane na stałe). W ogóle w warunkach bojowych część linek musiała być odpinana, bo w tej chwili np. wieże P i Q nie mogłyby się obracać, wieże X i Y jedynie w ograniczonym zakresie. Ale pomyślałam, że skoro okręt wraca do domu, za chwilę będzie "tankowany", bitwa żadna mu nie grozi - mogę rozpiąć tyle linek, ile się da, w tym "węglowe". Co i uczyniłam. W tej chwili z części wycinanki w kopercie zostały mi jeszcze kotwice, uchwyty stoperów, dwa ostatnie kutry wiosłowe, szablony do stelażu tenta, trapy z żurawikami. Zaczynam wierzyć, że zdołam Dredzia skończyć przed WSMK
No to mi koleżanka zaimponowała tym olinowaniem Z czego one robione jeśli można zapytać ??
Linki ciemne to granatowa organdyna, rozplatana na 3 sznureczki. Linki jasne - nitka wyciągnięta z szaroniebieskiej wstążki. Perty z cienkiego drucika.
Nie powiem zbyt wiele, bo nie jestem w stanie. Szczęka opadła aż na blat biurka i tak pozostaje Rwelacja Strasznie mi się podoba, tym bardziej, że pracując nad Fokkerem F.II co nieco zapoznałem się z nową dla mnie "kartonową" technologią. Wcale nie jest takie proste wykonać model kartonowy, zwłaszcza w takiej skali jak to robisz Ty Kasiu. Nabieram coraz więcej szacunku do modelarstwa w tym wydaniu (kartonowym). Wcześniej wydawało mi si,ę, że to takie proste Podziwiam Twoją pracę naprawdę szczerze. Pozdrawiam. Tomek
Wiązanie nitek na modelu to jest dokładnie to, co tygrysy lubią najbardziej. Dlatego wciąż mnie korcą modele żaglowców z pełnym olinowaniem. A najfajniejsze jest rozgryzanie, do czego która linka powinna służyć, i jak ją na modelu ułożyć, żeby całość miała sens.
Zrobiłam dziś Dredziowi dwie ostatnie łódeczki. Wiszą na davidach po bokach pomostu dowodzenia.
Teraz jeszcze tylko wiosła do wszystkich włożyć, trochę lin, i koniec z łódkologią.
Zabrałam się też za dziubanie kotwic. Jutro wykończę i zamontuję w kluzach.
No i żurawiki obsługujące sieci przeciwtorpedowe. Na zdjęciu to te małe druciki sterczące pod kątem nad sieciami. Trzeba je jeszcze odpowiednio dogiąć a na czubku zamontować bloczek, na bloczku naciągnąć nitkę od sieci do wyciągarki.
I Dredź w pełnej dredziowej krasie. Dumna z siebie jestem, bo udało mi się jak dotąd urwać tylko jedną lineczkę (ale już przykleiłam z powrotem).
Kawał pracy, kawał pięknego modelu. Lecę po ciastka.
Ciastka? DROŻDŻÓWKĘ? Mniam!
Jeszcze nie. Jeszcze z tydzień pracy przede mną. Do zrobienia mam jeszcze 18 szt. działek 76 mm, olinowanie sieci przeciwtorpedowych na pokładzie, traumatyczne koszyczkowe antenki na masztach, stelaż do tenta na pokładach, trapy z żurawikami, trochę głupich robót wykończeniowych. Potem mogę się zabrać za drożdżówkę
Przyszedł czas zabawiania się ostatnimi głupotkami na pokładzie. Zamocowałam kotwice, stopery, mocowania tychże:
Podoginałam żurawiki sieci, zamontowałam bloczki:
I zaczęłam ciągnąć liny zwijające sieci. Liny idą spod sieci poprzez bloczki żurawików do grubszych lin, któe z kolei wchodzą do wyciągarek. Na pokładzie dziobowym, przed barbetami wież P i Q, liny zwijające idą po skosie w górę, nad pokładem dolnym do liny, która biegnie wzdłuż krawędzi flying decka: daje to efekt skośnie napiętych "linek namiotowych". Na razie zrobiłam trzy przednie na każdej burcie, zaczęłam robić kolejne sześć (to te luźno powiewające nici). Na śródokręciu i pokładzie rufowym liny zwijające biegną płasko po pokładzie do grubych lin umieszczonych równolegle do osi okrętu. Owe grube liny nośne mam już wszystkie zrobione... tyle że niemal żadnej z nich nie widać.
Zaczęłam też robić trapy burtowe. Na razie powstały podeściki na pokładzie.
Żeby się pozbawić emocji , czyli znieczulić, przed oglądaniem każdego kolejnego postu muszę . Jestem juz na najlepszej drodze do alkoholizmu. Ponadto większość relacji zapodawana jest w godzinach porannych i oglądam ją w pracy w związku z czym niedługo wywalą mnie z roboty . A poza tym wszystko w porządku - tak trzymać z Dredziem
) Napijmy się. )
OK, ale dopiero przy następnych obrazkach
No tymi bloczkami to mnie kompletnie zakręciłaś heheheh Olinowanie powala.Tak trzymać !
Źle opisałam bloczki? To się dość łatwo robi, ale wyjęzyczyć się zrozumiale... uchhh. Przepraszam.
Przyleciałam wczoraj do domu z pracy zła jak osa i dużo później niż zwykle (na komisji musiałam posiedzieć). Żeby nie wyżywać się na niewinnych mruczkach, złapałam za druciki i zaczęłam dziubać koszyczkową antenkę, jedną z tych traumatycznych, wiecie... Metoda, którą opisałam kilka postów wyżej, okazała się średnio realizowalna. Kłopot w tym, że próba równoczesnego naciągnięcia wszystkich ośmiu niteczek na kółku za każdym razem kończyła się spektakularnym fiaskiem. Za wiotkie to wszystko było. Skoro więc, pomyślałam, nie da się umocować ośmiu nitek na jednym kółku, to może spróbujmy na odwyrtkę - osiem kółek na jednej nitce...? Trzepnęłam plecakiem do szafy, złapałam druciki i hajda. Takiego szwungu do roboty dostałam, że ledwie pamiętałam, by zdokumentować całą pracę.
Przygotowanie szablonu:
Odległościomierz i nakręcona na ok. 3-mm rdzeniu sprężynka:
Kółeczka:
Naklejone na progach dwie pierwsze nitki:
Kroczek z progami i całym oprzyrządowaniem umocowany na sztywno nad odległościomierzem:
Pierwsze kółko wklejone na CA pomiędzy nitki:
Analogicznie wklejone pozostałe kółka:
Mamy już dwie nitki "boczne", czas na "górną":
...i "ukośną", 45 stopni po obwodzie koła:
Pięć nitek z ośmiu juz jest:
Teraz odkleić kroczek od podłoża, obrócić go na drugą stronę, dokleić pozostałe nitki:
No i mamy już wszystkie:
Dziś rano odkleiłam antenkę od szablonu, za pomocą debondera rozkleiłam jedno kółeczko i przesunęłam je kawałek dalej (dało się bez problemu), przycięłam nitki umocowałam antenkę na rejce.
Zajęło mi to 45 minut.
Myślę, że metoda jest dobra: przede wszystkim jest skuteczna i dość prosta. Kolejne antenki będę robić już na innym szablonie, nie na kroczku. Niepotrzebny był też papier ścierny jako podkładka i żółta taśma jako odległościomierz. Wystarczy to wszystko narysować na zwykłej kartce. Chociaż kleiłam elementy cyjanoakrylem, to debonder pozwala korygować błędy nawet po paru godzinach. Muszę jeszcze popracować debonderem nad miejscami, gdzie 8 nitek schodzi się w koszyczek do jednej nitki, ale to też jest do zrobienia. Nitki są, hm, nie do końca równoległe a drut wygląda "grubo" - wiem. Ale pierwsze koty za płoty. Następne antenki będą lepsze.
Uff. Dziś rano dokończyłam olinowanie sieci przeciwtorpedowych:
Musiałam dorobić cztery zapomniane wcześniej grube liny do wyciągarek. Dorobiłam.
Antenki dokończę robić w weekend. Dziś zrobiłam wiosła do łódek - ok. 50 szt. natłukłam, za dużo, ale co tam...
I powkładałam je do łódek. Jutro pomaluję, oczywiście na szaro.
Powstało 8 pokładowych działek 76 mm:
Zostało do zrobienia 10 działek na wieżach. Jutro. Jakieś takie bryłowate mi się te armatki wydają. Poszukam w "Anatomii..." rysunku, czy nie da się działek jakoś wzbogacić.
Popracowałam debonderem nad połączeniem koszyczka antenki. Debonder ma tę miłą właściwość, że rozmiękcza CA do postaci miękkiego glutka, który dość łatwo daje się ściągnąć pęsetą wzdłuż linki w dół. Myslę, że dziś jest lepiej niż wczoraj, ale i tak muszę staranniej przemyśleć technologię klejenia koszyczka, żeby te grube gluty nie powstawały. Spróbuję jeszcze odciąż końcówki nitek, ale troche się boję.
Dodałam też bloczki na olinowaniu. Chyba musicie mi uwierzyć na słowo.
dnia Pią 7:16, 20 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Nie wiem co tam w "Antomii" znalazłaś, ale ja w googlarce coś takiego wyszukałem: http://en.wikipedia.org/wiki/QF_12_pounder_18_cwt_naval_gun
Trzeba przyznać, że dość ubogo te lufy wyglądały. Cudów chyba nie zrobisz... Dla pewności przejrzałem jeszcze rysunki u siebie, ale tej armaty niestety nie mam.
W Anatomii znalazłam mniej więcej to samo. Ale na pewno mogę dorobić siłownik do zmiany kąta nachylenia lufy (po lewej stronie działa) i ze dwa małe pokrętełka w okolicach zamkowych. Jest dobrze
Koniec słupa, o czym uprzejmie donoszę. Tzn. koniec jesli chodzi o Dredzia, bo cała diorama jest dramatycznie w polu.
Małą łódkę żaglową zrobię do czwartku, Conflicta w żaden sposób nie.
Diorama ma w miarę wiernie odtwarzać historię z obrazu, który pokazałam w pierwszym poście, stąd taki dziwny kolor wody. Bure plamy na podstawce to miejsca na Conflicta i żaglówkę. Na Dredziu zaokrętowałam ok. 40 marynarzy. Nie chcę więcej, w końcu na obrazie też nie ma tłoku na pokładzie. Trochę jeszcze pobawię się z kilwaterem, z fakturą wody, pakuję Dredzia i jedziemy na WSMK.
Bandera rufowa jest o ok. 40% za duża - celowo. Tak, jak za duża wydawała się na zdjęciu załączonym do pierwszego posta.
Zdjeć lepszych zrobić nie umiem.
I na koniec zdjęcie do pośmiechu: moment zdejmowania Dredzia z pochylni. Zszedł na wodę bez wstrząsów
Jako następny do zwolnionego doku trafi iberyjski pancernik z 1945 roku, NII "Tchnienie Mictlantecuhtli", drugi z liczącej cztery okręty klasy "Muerte". Ale to pewnie dopiero po moim powrocie z urlopu, czyli po 15 czerwca.
Gratuluję !!Mały cudownik. Jak pisałem wczesniej powaliła mnie ilośc i jakość olinowania !! Świetny temat i realizacja . Na pewno doping by wyruszyć do epoki dredziów Pozdrawima
Miałem przyjemność podziwiać na żywo (jak również w trakcie powstawania tego dzieła )... - oko się gubi nie wiedząc, na czym się skupić najpierw! Gwoli ścisłości - żeby się na czymś skupić, najpierw to "coś" trzeba ujrzeć; a to nie jest takie łatwe... Widziałem już trochę ładnych modeli na różnych wystawach, ale DREDZIO bezapelacyjnie lokuje się w ścisłej czołówce! Pozdrowienia i gratulacje, Kasiu! Andrzej
dnia Pon 9:04, 23 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
CHAPEAUX BAS!!!
Ja również przyłączam się: CZAPKI Z GŁÓW!!
No, to teraz już naprawdę lecę po ciastka. Brawo !
Pride of Kasia! To jest to, Dredzio jest doskonały! Chciałbym widzieć więcej rasowych pierwszowojennych pancerników w Twoim wykonaniu! (na Christinę oczywiście też czekam!)
Pozdrawiam!
Zara. Dajcie mi trochę czasu, a inne drednoty się zrobią. Bieda w tym, że wiele ślicznych przedpierwszowojennych konstrukcji zostało wydanych wedle stanu na II wojnę - vide Paris, Repulse, Warspite... i inne. I chcąc mieć je ładne muszę je "odbudować".
A kiedyś Jaśnie Nam Panujacy Admin martwił się, że nie ma ruchu na forum - to na ile lat mamy spokój ? Chociaż przy takim tempie budów żebyśmy sie nie zdziwili ...
Modeli na półce, znaczy się w waiting-roomie, to ja mam tak z 80 cm. Znaczy zajęcie do emerytury gwarantowane
Co do Dredzia: trwają prace wykończeniowe przy wodzie. Oczywiście takie wykończenie na tip-top zrobię dopiero po dołożeniu Conflicta, jak już go do końca zrobię. Czyli za jakiś miesiąc. Łódce jakieś linki dołożyłam, zaczęłam malować pianę i odkosy wokół Dredzia... nothing special.
- singulair.serwis
- [R] USS ,,Belleau Wood" Mały Modelarz 11-12/92 1:400.
- [R/G] ORP Orzeł - Wojna Obronna 1939r. , Mirage Hobby 1:400
- [R] Lekki krążowni De Ruyter JSC Nr. 22 1:400
- [R/G] The Floating Iron: duński pancernik Skjold,1896, 1/400
- [R] USS North Carolina, JSC 12, skala 1:400.
- [R/G] Gloria victis - zatopiony ORP "Gryf", 1/400
- [R/G] Chanzy: gorące popołudnie w Tulonie, 1899, 1/400
- [Relacja] HMS King George V 1:400 JSC
- [R] HMS Victorious, JSC 27, skala 1:400.
- [G] [technika] kuter ORP Batory, 1939, 1/400
|
|